To zaskoczenie właśnie warte jest refleksji. Zastanawia nas, że strażnik ładu konstytucyjnego wetuje ustawę, która temu ładowi przeczy - dziwne prawda? Otóż, chwaląc Pana Prezydenta za skierowanie do ponownego uchwalenia ustawy o RIO, trzeba przypomnieć, bo bez tego popadalibyśmy w jakiś fałsz, że od początku kadencji Sejm uchwalił kilkanaście ustaw, które aż prosiły się o weto, albo skierowanie ich do Trybunału Konstytucyjnego (to drugie - dopokąd Trybunał był jeszcze Trybunałem). A jednak Pan Prezydent ani raz tego nie zrobił. Zaakceptował niszczenie Służby Cywilnej, mediów publicznych, Trybunału Konstytucyjnego, czyli instytucji, które stanowią o treści życia publicznego w liberalnej demokracji. Opisując ustrój III RP jako liberalną demokrację mam na myśli prawne ograniczenia władzy większości politycznej (parlamentarnej), nie zaś takie czy inne rozwiązania w zakresie gospodarki czy obyczajów. Chodzi tu po prostu o to, że większość parlamentarna rządzi w pewnych ramach, których nie może dowolnie zmieniać, bo te ramy są zapisane w aktach prawnych wyższej - niż zwykłe ustawy - rangi. Większość parlamentarna może zmieniać ustawy i za pomocą ustaw zmienić politykę swoich poprzedników, ale nie może samodzielnie ani zmienić Konstytucji, ani też zmieniać zasad konstytucyjnych przy pomocy zwykłych ustaw. PiS natomiast, nie mając większości potrzebnej do zmiany Konstytucji, dokonuje zmian tychże konstytucyjnych zasad przy pomocy ustawodawstwa zwykłego. Robi coś, co każdego prawnika godnego tego miana powinno przyprawiać o ból wątroby. Andrzej Duda, nawet gdyby nie miał prawniczego wykształcenia, i tak byłby zobowiązany do pilnowania przestrzegania Konstytucji - miałby aparat urzędniczy Kancelarii Prezydenta, który by mu to wszystko wyklarował. Ale Andrzej Duda ma prawnicze wykształcenie. W tej sytuacji jego pasywne przyglądanie się od blisko dwóch lat demontażowi państwa prawa jest zjawiskiem tyleż moralnie gorszącym, co poznawczo kuriozalnym. Moim zdaniem tylko całkowity brak poczucia podmiotowości politycznej w stosunku do partii, która umożliwiła jego wybór w 2015, może tę zadziwiającą pasywność tłumaczyć. No dobrze, powie ktoś, tak było, ale teraz Pan Prezydent się zreflektował, nie ma co wracać do dawno rozlanego mleka, lecz trzeba mieć nadzieję, że nastąpią dalsze prezydenckie weta. Owszem, byłoby co wetować w najbliższej przyszłości. Nawet teraz, po częściowej likwidacji państwa prawa, jest jeszcze coś do uratowania. Prezydent, jeśli teraz zdecydowałby się działać zgodnie z duchem swojego urzędu, miałby do zawetowania wczoraj uchwalone dwie ustawy niszczące niezależność sądownictwa od rządu: nowelizację ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i nowelizację ustawy o ustroju sądów powszechnych. Pierwsza oddaje samorząd sędziowski pod nadzór rządzącej partii, druga pozwala na przeprowadzenie politycznej czystki w sądach. A w zanadrzu mamy jeszcze nowelizacje ustawy o Sądzie Najwyższym, której projekt wczoraj wieczorem pojawił się na stronie internetowej Sejmu. Ta ustawa z kolei, jeśli zostanie uchwalona w tym kształcie, daje ministrowi sprawiedliwości możliwość pozbycia się wszystkich sędziów aktualnie zasiadających w SN przez przesunięcie ich w stan spoczynku. Jeśli Andrzej Duda chce pokazać, że zaczyna poważnie traktować swój urząd, powinien bez wahania zawetować wszystkie te ustawy: najpierw dwie już uchwalone, a potem - po jej uchwaleniu - tę trzecią. Czy można na to liczyć? Dotychczasowa postawa prezydenta Dudy, nawet gdy się weźmie pod uwagę weto w sprawie ustawy o RIO, każe w to wątpić. A tylko tak Pan Prezydent mógłby się wybić na niezależność. Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że wyborcom to w ogóle nie przeszkadza: PiS ciągle dominuje w sondażach, prezydent Duda ma wysokie zaufanie społeczne... Oczywiście, wiem - odzyskiwanie kamienic w Warszawie (i nie tylko tam); oczywiście, wiem - Amber Gold. To wszystko prawda. Przypomnę jednak, że Republika Weimarska też mocno kulała, i krytyka pod jej adresem była uzasadniona, a jednak zastąpił ją system, przy którym jej wady były drobnostką. Analogiczny proces postępuje dzisiaj w Polsce. Polacy godzą się na zaprowadzenie systemu władzy arbitralnej, który umożliwi nadużycia nieporównanie większe niż złodziejskie odzyskiwanie warszawskich kamienic i gdańska piramida finansowa. Zakładamy sobie pętlę na szyję, a wydaje się nam, że tylko likwidujemy dawne nadużycia. To jest temat. Ale nie na ulotny tekst, o którym za tydzień nikt już nie będzie pamiętał. Byłby to temat na potężną rozprawę, której roboczy tytuł mógłby brzmieć: "Opowieść o tym, jak Polacy sami obalili demokrację sądząc, że ją naprawiają". Roman Graczyk