Natychmiast po ćwiczeniach podniósł się krzyk w mediach wyznających poprawność polityczną: hańba!, stygmatyzacja muzułmanów, utożsamienie islamu z terroryzmem. Również polscy naśladowcy zachodniego mainstreamu dali pokaz poprawności: korespondent Faktów TVN24 wczoraj oburzał się, że nie tylko taki pomysł przyszedł dowodzącym do głowy, ale że - co gorsza - w trakcie ćwiczeń nikt nie reagował. W domyśle: dopiero krzyk podniesiony po ćwiczeniach przez Siły Jasności pozwolił co nieco naprawić honor policji i w ogóle władzy publicznej. W jaki sposób? Ano w taki, że w konsekwencji tej histerii szef policji Manchesteru przeprosił społeczność islamską za niestosowne zachowanie. W oficjalnym komunikacie napisano, że upozorowanie terrorysty na islamistę nie dodało ćwiczeniom żadnej nowej wartości. I że niefortunny ten zabieg naraził na szwank znakomite stosunki większości mieszkańców ze społecznością muzułmańską Manchesteru. Lemingi zachodnie, a za nimi polskie, mogą już odetchnąć z ulgą: te parszywe skojarzenia islamu z terroryzmem przynajmniej zostały publicznie i oficjalnie napiętnowane. Wiemy więc już, jak mamy myśleć: terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem. Kto myśli inaczej, ten faszysta i wróg naszej demokracji - otwartej na różnorodność i z tego dumnej. No to będę faszystą - skoro nie można uniknąć tej etykietki i zarazem nie rezygnować z dostrzegania faktów i z myślenia. W Manchesterze symulowano atak terrorystów islamskich, bo kierowano się doświadczeniem. Jakie to doświadczenie? Takie, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat ogromna większość zamachów terrorystycznych na Zachodzie była dziełem islamistów. Tak było w marcu w Brukseli, wcześniej w listopadzie 2015 w Paryżu, wcześniej, w styczniu 2015, też w Paryżu, wcześniej, w 2012 w Tuluzie i okolicach... - tak wyliczając dojdziemy do zamachów w Madrycie i w Londynie, odpowiednio w 2004 i 2005 roku. A w końcu do ataku na WTC w Nowym Jorku w 2001 r. Tak po prostu było: wszystkie te zamachy są dziełem islamistów (czyli radykalnych wyznawców islamu). I dzisiaj służby specjalne w Europie ZAchodniej mają kłopot prawie wyłącznie z terroryzmem islamskim, nie innym. To oczywiste, że nie każdy wyznawca islamu mieszkający na Zachodzie jest terrorystą. Ale oczywiste jest i to, że wszyscy sprawcy obecnej fali terroru to wyznawcy islamu. Można długo dyskutować, jak się ma ich wersja islamu do innych wersji tej religii, ale nie ulega wątpliwości, że czynią oni swoje śmiertelne żniwo z imieniem Allaha na ustach. Odwracanie głowy od tego podstawowego faktu nic dobrego nie przyniesie. Ta taktyka to jakieś maniakalne przenoszenie zasad towarzyskiej grzeczności do reguł życia publicznego. Gdy w czasie konwersacji na wernisażu czy w teatrze ktoś nas potrąci, zakładamy, że to było przypadkowe i mówimy "nic się nie stało", a ten kto nas przypadkowo potrącił uśmiecha się przepraszająco, sprawa zostaje w ten sposób załatwiona. Gdy jednak próbujemy kierować się takimi grzecznościowymi regułami w stosunkach z bandytami, tylko oni na tym zyskują. Część opinii publicznej na Zachodzie (i to ta część najbardziej wpływowa) przyjęła przed laty taki właśnie sposób traktowania kwestii związanych z masową migracją i terroryzmem, zamykając oczy na oczywiste fakty. Ale tą ugrzecznioną postawą niczego nie załatwimy. Owszem, rozbroimy nasze społeczeństwa, które staną się tym łatwiejszym celem dla bandytów. Parę miesięcy temu pisałem tu o nonsensownych przepisach obowiązujących w Belgii, które sprawiły, że w listopadzie 2015 Salah Abdeslam (główny organizator zamachów w Paryżu, który schronił się na przedmieściach Brukseli) uniknął aresztowania, ponieważ belgijski kodeks karny zakazuje przeszukiwania domów w nocy. Abdeslam był w domu namierzonym przez policję, ale dano mu czas - uciekł, zanim rano policja wreszcie tam weszła. We Francji po tych samych listopadowych zamachach prezydent Holland wystąpił z propozycją odbierania obywatelstwa francuskiego sprawcom najpoważniejszych przestępstw (w tym: sprawcom zamachów). Powstał znowu wielki krzyk Sił Jasności, nie pomogła rywalizacja polityczna, w tym różnice zdań w Partii Socjalistycznej, w efekcie projektu nie udało się uchwalić. Poprawność polityczna zatruwa demokracje zachodnie. My, tu w Polsce, musimy odrobić tę lekcję. Musimy ją odrobić lepiej, żeby ustrzec się szkód, jakie poprawność polityczna tam już poczyniła. Z pewnością jednak nie na modłę ONR-u. Poprawność polityczna szkodzi, ale jej prosta odwrotność - szowinizm - jest jak leczenie ospy szkarlatyną. Roman Graczyk