Bo nie ma w porządku prawnym państwa ważniejszego aktu prawnego. Nie ma w debacie publicznej ważniejszego tematu, jak sprawa tego fundamentu ładu prawnego. Tymczasem ton i poziom tej debaty urąga powadze tej sprawy. Tak było przed uchwaleniem obowiązującej ustawy zasadniczej, w latach 1994-1997, tak było po jej wejściu w życie, tak też jest współcześnie. I - piszę to bez najmniejszej satysfakcji - ostatnie wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego i prezydenta Dudy w tej materii nie wyłamują się z tego fatalnego schematu. Żadna konstytucja nie jest idealna, każda ma jakieś wady, te mankamenty ujawniają się zawsze w trakcie jej stosowania. Stąd idea krytycznego przeglądu przepisów konstytucyjnych ma sens. Ale jeśli z takiego przeglądu ma wynikać jakaś wartość dodana, a nie tylko polityczne bicie piany, to potrzebne są jakieś idee przewodnie, jakaś wstępna diagnoza. Czy siły polityczne, które dzisiaj najmocniej prą do zmiany naszej Konstytucji - Kukiz'15 i od kilku dni PiS - mają taką diagnozę? Może tak, ale w takim razie głęboko ukrytą , bo to, co nam na ten temat mówią, to zbiór banałów. Paweł Kukiz jest politykiem, którego zapał do fundamentalnych zmian ustrojowych (JOW, Konstytucja) jest odwrotnie proporcjonalny do jego wiedzy o państwie. Powtarzanie w kółko, że państwo jest upartyjnione i że trzeba je przywrócić obywatelom, jest tak mało konkretne, że zdradza bezradność autora tej quasi-analizy konstytucyjnej. Partie są bowiem jednym z najważniejszych elementów systemu demokracji parlamentarnej, w każdej odmianie. Tak radykalnie antypartyjny dyskurs każe się domyślać jakichś rojeń o demokracji bez partii - a to jest w najlepszym razie mrzonka, w gorszym zaś prowadzić musi do rozwiązań w istocie autorytarnych. Nie bez powodu wszyscy bez wyjątku dyktatorzy, którzy doszli do władzy w Europie na fundamencie kryzysu parlamentaryzmu w latach 20. i 30. głosili program anty-partyjny. Naturalnie partie nie są żadnym fetyszem w demokracji parlamentarnej, trzeba im pokazać ich miejsce w szeregu, ale ich radykalna krytyka, tym bardziej zaś projekty ich eliminacji z życia politycznego to otwarta furtka do nieszczęścia. Paweł Kukiz musiałby powiedzieć konkretnie, na czym polegają ekscesy partyjnictwa w Polsce AD 2016 i jak on temu zamierza przeciwdziałać, żeby jego antypartyjny dyskurs nabrał sensu, żeby stał się dyskutowalny z pożytkiem dla jakości rządzenia. Prawo i Sprawiedliwość w swoich dawniejszych propozycjach konstytucyjnych niebezpiecznie balansowało na granicy systemu parlamentarno-gabinetowego i systemu prezydenckiego. Sugestie, że trzeba w Polsce wprowadzić silny urząd prezydenta RP i to uzdrowi sytuację, są albo niemądre, albo są politycznym przykrawaniem Konstytucji do własnych potrzeb. Z tym pierwszym mamy do czynienia w przypadku ludzi, którzy mało wiedzą o historii polskiego parlamentaryzmu i wydaje im się, że model silnej prezydentury z Konstytucji Kwietniowej to dobry wzorzec - są w błędzie. Z tym drugim zaś mamy do czynienia permanentnie w debacie konstytucyjnej: zależnie od sytuacji politycznej liderzy partyjni są raz za silniejszą, raz za słabsza prezydenturą. To jest upadek myśli ustrojowej, która - z definicji - jest ponadpartyjna. Dziś natomiast propozycja PiS jest mętna. Jaka światła myśl o naszym ustroju - obecnym i przyszłym - zawiera się w słowach Jarosława Kaczyńskiego, wygłoszonych 2 maja w Sejmie? "Czego chce [polski suweren - RG], jakiej Polski, czy tej, która była, czy tej, która przed nami - Polski (...) bezpieczeństwa, wolności, równości, sprawiedliwości i solidarności" - powiedział prezes rządzącej partii. Dlaczego te wspaniałe cele nie mogłyby być urzeczywistniane - mocą jakiejś rozumnej polityki, choćby i PiS-u - w obecnych ramach ustrojowych? Tego się nie z przemówienia Jarosława Kaczyńskiego nie dowiedzieliśmy. Kiedy generał de Gaulle w 1958 r. rzucił hasło zmiany konstytucji, było wszem i wobec jasne, co przywódca Wolnych Francuzów krytykuje w obowiązującej wówczas konstytucji i jakie są główne linie przyszłego ustroju. Potem, naturalnie, powstał projekt autorstwa Michela Debré, też nietuzinkowej postaci, który te ogólne idee uszczegółowił. Ale jak ukonkretnić to, co powiedział Kaczyński? Przecież prezes PiS wskazał na wartości tak ogólne, że one ani nie wiążą się z jakimś konkretnym modelem ustroju, ani nie są (przynajmniej co do zasady) sprzeczne z ustrojem obecnym. Raczej wygląda to na zagrywkę polityczną, próbę odciągnięcia uwagi od sprawy ważnej tu i teraz: łamania przez rządzący obóz obecnie obowiązującej Konstytucji. Nie mówię, że Konstytucja z 1997 r. nie podlega krytyce - mówię jednak, że taka krytyka musi mieć jakąś logikę, a nie być tylko zbiorem pobożnych życzeń. Nie mówię, że jest niezmienialna - ale mówię, że jest obowiązującym prawem i każdy rząd musi jej przestrzegać, zanim uzyska większość 2/3 i ją zmieni. Oby na lepszą. Roman Graczyk *** Roman Graczyk jest autorem książki "Konstytucja dla Polski. Tradycje, doświadczenia, spory" (Wydawnictwo Znak-Fundacja Batorego, Kraków 1997)