Oto jeden z tygodników chwali się, że dotarł do sensacji (zawsze musi być sensacja, i zawsze określenie - "dotarliśmy"), że Ruch Palikota przygotowuje wniosek o wotum nieufności wobec premiera Donalda Tuska. Ma już nawet swojego kandydata. Na stanowisku miałby go zastąpić prof. Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk. No i że w tej sprawie Palikot po cichu negocjuje z PiS, SLD i Solidarną Polską. Tyle sensacyjna informacja, a teraz ją rozszyfrujmy. Na przykład - od tyłu. Otóż, czytamy w niej, że Palikot negocjuje "po cichu". Przecież to blaga. Bo albo negocjuje się po cichu i wtedy nikt nic nie wie, albo o tym się opowiada, ale wtedy nie jest po cichu. Jak widać - Palikot opowiada. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że wcześniejsze "negocjowanie po cichu" albo w ogóle nie miało miejsca, albo spaliło na panewce. Czyli, że Palikot został przepędzony i wyśmiany przez którąś z partii. A może i przez wszystkie. Bo rzeczywiście w tym kształcie, w którym to ogłasza, wniosek o wotum nieufności wobec premiera Tuska nie ma szans. PO i PSL zgodnie go odrzucą. Śmiem wręcz twierdzić, że jest on dla szefa rządu nad wyraz wygodny. Otóż, nadchodząca jesień - jeśli wierzyć pojawiającym się w mediach prognozom - zapowiada się naprawdę gorąco. Kilka dużych firm szykuje zwolnienia, kilka mniejszych również, akcje protestacyjne zapowiadają związki zawodowe. W Sejmie z kolei szykuje się batalia o powołanie komisji śledczej, badającej aferę Amber Gold, a potem kolejne - bo na premiera ostrzy się kilku posłów opozycji, no i on sam ma wygłosić kolejne expose, zapowiedzieć kolejne oszczędności i tak dalej. Jakżeż pięknie można od tych wszystkich niewygodnych pytań, niewygodnych debat uciec, przykrywając to prostą batalią, pytaniem - za czym jesteś? Za rządem Donalda Tuska czy za nie wiadomo czym, mixem Ziobry z Millerem i Kaczyńskiego z Anną Grodzką? Po drugie, wynik takiego głosowania w Sejmie jest oczywisty, a nic tak dobrze politykowi nie robi, jak mała zwycięska wojenka. Czy więc Palikot zgłosił taką inicjatywę, żeby dobrze zrobić Tuskowi, czy z własnej naturalnej popędliwości, graniczącej z prostotą? Nie wykluczałbym obu odpowiedzi, choć, jak popatrzymy na ostatni rok, to można zauważyć pewną prawidłowość, że jak Tusk ma kłopoty, to Palikot wywołuje jakąś awanturę, przychodząc mu z pomocą. Ale wróćmy do naszej informacji - skoro głosowanie nad wotum nieufności to taka dziwna impreza, co w niej robi poważny - wydawałoby się - profesor Kleiber? Ha! To jedyny element, który trudno mi zrozumieć, chyba że założymy, że Kleiber powagę i poczucie rzeczywistości utracił. A dziennikarz piszący tę notatkę? No cóż, odegrał rolę kelnera, który przynosi starego, przyśmierdniętego kotleta, ale woła, że oto świeża cielęcinka. To jest najłagodniejszy opis usługi, którą użyteczny redaktor wypełnił. Tyle o mediach, a teraz o Palikocie. Sporo moich znajomych powtarza mi ostatnio, że rozczarowali się Palikotem . Cóż - ja się nie rozczarowałem. A to z tego powodu, że zbyt wiele sobie po nim nie obiecywałem. Choć, rzeczywiście, mało budujące jest, że partia Palikota działa w Sejmie już prawie rok, i niczym - poza hapenningami - się nie wyróżniła, i wciąż jej głównymi twarzami są ludzie, którzy nie łapali się na sensownych miejscach na listach SLD. Ten rok dla tego ugrupowania jest więc zmarnowany, a lista niewypełnionych zapowiedzi niepokojąco rośnie. Przypomnę dwie. Partia miała mieć nową nazwę i tożsamość programową. I wciąż nie ma, wciąż jest pomysłem autorskim, więc de facto nie partią, a poletkiem pana P. - z gospodarzem i gromadą parobków. Po drugie, jeszcze przed Wielkanocą Palikot ogłosił, że za chwilę przejmie kilku posłów PO i w ten sposób Donald Tusk utraci większość w Sejmie. Sorry, miesiące minęły, nic takiego się nie zdarzyło. A przecież dopiero taki ruch miałby jakieś polityczne znaczenie, zmieniałby układ sił. Wówczas Palikot nie musiałby pisać listów do Tuska, że trzeba Sejm rozwiązać. Wówczas rozwiązać mógłby go sam. Ale tego nie ma, więc Januszowi P. zostało puste gadanie. We wtorek woła, że PSL trzeba z rządu wygnać, bo zaniża. A w środę, że poprze komisję śledczą, ale dopiero wtedy, jak poprze taki wniosek PSL. To jaki jest wreszcie ten PSL? Godzien pogardy czy naśladowania? Przez polską politykę przepłynęły - niczym meteory - różne - trochę śmieszne, trochę straszne postaci. Był ekstrawagancki Korwin-Mikke, był groteskowy Leszek Moczulski, był Gabriel Janowski, którego żadne określenie nie jest w stanie opisać, byli Giertych i Lepper. Nie, nie! Jeszcze nie zapisuję Palikota do tej gromadki, nie umieszczam go na końcu tej kolejki. Jeszcze daję mu szansę. Może się zreflektuje. Choć przecież muszę napisać, że przez ostatnie dziesięć miesięcy konsekwentnie pracował nad tym, żeby zaliczyć go do grona meteorów, typu Samoobrona czy KPN. Albo coś jeszcze gorszego - jako gadułę ogarniętego biegunką słów i pomysłów. Z różnej bajki, ale zawsze z jednym zakończeniem - tym miłym dla Donalda Tuska.