To fundamentalne, giedroyciowskie, założenie, że suwerenność Polski opiera się na podtrzymywaniu bytu państwowego Ukrainy, Białorusi i Litwy (UBL), zdaje się nie mieć znaczenia dla ministra Waszczykowskiego. No a jeśli polski minister spraw zagranicznych tego nie rozumie (albo lekceważy), to znaczy, że nie rozumie podstaw polskiej polityki bezpieczeństwa. I nie chodzi tu o stawianie pomników redaktorowi "Kultury", chodzi o strategiczne interesy Polski. Giedroycia czy nie, koncepcja UBL jest oczywistym założeniem polskiej polityki wschodniej. Tak oczywistym, jak polityczna stabilizacja Maghrebu jest fundamentalnie ważna dla Francji, a polityczna stabilizacja Bliskiego Wschodu dla Turcji. Żeby to wiedzieć, wystarczy spojrzeć na mapę Europy Środkowej i wiedzieć jeszcze, że dalej na wschód jest Rosja - państwo autorytarne, z żywymi ambicjami imperialnymi, nieutulone w żalu po rozpadzie Związku Radzieckiego. To sprawia, że Polska, po pierwsze - potrzebuje buforu; po drugie zaś - musi pracować nad tym, by ten bufor był maksymalnie zokcydentalizowany. I to rozumieli wszyscy polscy liderzy polityczni od 1989 roku, skądkolwiek by pochodzili. Mazowiecki czy Olszewski, Buzek, Miller czy Tusk, a także Marcinkiewicz i Kaczyński za pierwszego rządu PiS-u (2005 - 2007) - tak bardzo różniący się na wielu polach, na tym jednym byli tego samego zdania. Wiedzieli, że jeśli niezależna państwowość Ukrainy, Białorusi i Litwy nie utrzyma się, to i suwerenność Polski stanie pod wielkim znakiem zapytania. To dlatego Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy, dlatego potem wspierała prozachodnie aspiracje Ukraińców, dlatego dzisiaj wielu polskich specjalistów pomaga zreformować to państwo. Z Białorusią sprawy mają się inaczej, bo panuje tam ustrój autorytarny i takie formy współdziałania z Polską, jakie uprawia Ukraina, Białoruś odrzuca. Ale pozostaje jeszcze polska soft power w stosunku do białoruskiego społeczeństwa - stypendia dla młodzieży, wymiana kulturalna itp. Może najważniejszym instrumentem polskiej soft power stosunku do Białorusinów jest telewizja "Biełsat", nadająca po białorusku i dzięki temu docierająca relatywnie szeroko do białoruskiego społeczeństwa, niosąc prawdziwą informację o świecie i o samej Białorusi oraz szerząc zachodnie standardy cywilizacyjne w kraju Aleksandra Łukaszenki. Teraz Polska ma się pozbyć tego instrumentu. W zamian minister Waszczykowski mówi o emisji programu polskojęzycznego (Telewizja Polonia) dla Białorusinów. To brzmi jak żart. Bo o jakim "w zamian" my tu w ogóle mówimy? Program polskojęzyczny będzie oglądany przez białoruską Polonię. Tak więc deal, jaki zdaje się rysować między rządem polskim a dyktatorem Białorusi, ma polegać na tym, że Polska będzie wspierać Polaków na Białorusi, ale nie będzie się już odtąd interesować losem Białorusinów. Tymczasem, jak najsłuszniej pod słońcem tłumaczy Agnieszka Romaszewska-Guzy (http://www.rp.pl/RZECZoPOLITYCE/170109812-Agnieszka-Romaszewska-Guzy---Czemu-polski-rzad-ma-finansowac-Bielsat.html), polski elementarny interes geopolityczny polega na tym, żeby nieść zachodnie wartości do społeczeństwa białoruskiego w ogóle, nie zaś tylko do tamtejszych Polaków. To jest przecież elementarz. Gdy Niemcy sprzyjały po 1989 r. demokratyzacji Polski, nie dbały przede wszystkim o interes niemieckiej mniejszości w Polsce, ale o okcydentalizację państwa i społeczeństwa polskiego. Dlaczego postępowały tak Niemcy kanclerza Kohla? Bo było dla nich oczywiste, że najważniejsze w stosunkach polsko-niemieckich jest zakorzenienie demokracji na wschód od Odry. Dlaczego analogicznie nie rozumuje dziś Jarosław Kaczyński w stosunku do Białorusi? Dlaczego wyrzeka się ćwierć wieku liczącej tradycji polskiego wsparcia dla aspiracji demokratycznych Białorusinów? Przecież jeśli my im nie pomożemy, nikt inny tego za nas nie zrobi. Wtedy będą popadać w coraz większą zależność od Rosji, a ich państwowość, formalnie osobna, będzie wydmuszką, formą państwa rosyjskiego na Białorusi. Likwidując (drastycznie ograniczając) "Biełsat" Polska dogaduje się z białoruskim dyktatorem, lekceważąc prozachodnie aspiracje Białorusinów. A przecież zrusyfikowana i zsowietyzowana Białoruś nie będzie dla nas żadnym buforem. Roman Graczyk