Opowieść o generale strzelającym z armaty przypomniała mi się, gdy obserwowałem polityczny kociokwik wywołany protestami przeciwko umowie ACTA. Kiedy to każdy z polityków ruszył, by coś ugrać dla siebie i każdy zachował się w sposób dla siebie typowy... Na przykład Michał Boni, który ogłosił (chyba jako jedyny), że jest gotów podać się do dymisji. Dlaczego był tak radykalny? Otóż Boni - jak go pamiętam - ma w sobie poczucie odpowiedzialności za słowa. I unosi się honorem. A sprawa umowy ACTA bezlitośnie go ośmieszyła. Otóż na początku grudnia ukazał się jego wywiad w "Polityce", w którym można wyczytać takie zapowiedzi ministra: "Dotąd dialog toczyliśmy w trójkącie rząd-związki-pracodawcy. Teraz konieczny jest też otwarty dialog z innymi środowiskami. - Z jakimi jeszcze? - Z wieloma. Jednym z pomysłów jest przygotowanie koncepcji 'otwartego rządu', czego jednym z przejawów będą konsultacje online. Obywatelom, którzy chcą przez Internet uczestniczyć w procesie demokratycznym, muszą one zapewnić satysfakcję. Czyli dostęp do informacji, możliwość zgłaszania poprawek i projektów. (...) To nie jest reforma polityczna, tylko chęć nadążania za zmieniającymi się obywatelami. Duża część społeczeństwa jest społeczeństwem sieci, władza nie może zostać analogowa. Cywilizacja się zmienia. Funkcjonowanie państwa też będzie musiało się zmienić. Obywatele oczekują dialogu i większej kooperacji. Państwo musi się na to otwierać. Demokracja, która się na takie zjawiska zamyka, obumiera. Mamy nowe pokolenia, dla których nie jest już dobrem wywalczonym z komuną. Sama demokracja to dla nich za mało. Chcą państwa, które jest rozmówcą w sprawach, jakie uważają za ważne". Człowiek takie rzeczy czyta i otwiera usta ze zdumienia - bo w tym samym czasie minister Zdrojewski doklepywał umowę ACTA. Po cichutku. Boni wyszedł więc albo na bardzo naiwnego, który nie wie, co się wokół niego dzieje, albo na bajarza, zwykłego kłamczucha. I stąd jego gest dymisji. W typowy dla siebie sposób zachował się również premier Tusk. Który najpierw twardo zapowiadał, że umowa nikomu nie będzie szkodzić, a potem zaczął się wycofywać rakiem i grozić palcem swoim ministrom. Dziwne? Chyba nie. Tusk zawsze mówi to, co mu wygodne, do tego trzeba się przyzwyczaić. Weźmy przykład jego zapowiedzi z expose, że zlikwiduje możliwość naliczania twórcom 50 proc. kosztów uzyskania przychodów. Te 50 proc. chciała w roku 2006 zlikwidować ówczesna minister finansów Zyta Gilowska. Ale wtedy rządził PiS, więc Tusk na ten pomysł, w studiu Polskiego Radia reagował tak: "Skoro pan już o tym wspomniał, rozumiem z pana słów, że Platforma nie poprze propozycji pani wicepremier Zyty Gilowskiej odebrania twórcom możliwości naliczania 50 proc. kosztów uzyskania przychodu... - W żadnym przypadku. Trzeba ludziom bardzo precyzyjnie wyjaśnić: twórcy mają pewną ulgę podatkową dlatego, że muszą bardzo dużo czasu, często pieniędzy, zainwestować w to, żeby ich dzieło w ogóle mogło być sprzedane. I jeśli dobrze pamiętam, to jeszcze chyba autorem tego pomysłu, aby twórcy mieli tę ulgę podatkową, był Boy-Żeleński przed wojną. I nawet komuniści nie odważyli się, mimo że z reguły byli w konflikcie z niezależnymi twórcami, tego oczywistego przywileju odbierać. Mam wielki żal do pani Zyty Gilowskiej, że narusza tę bardzo dobrą polską tradycję, mimo że obiecała, że będzie obniżała podatki, a nie nakładała kolejne ciężary". Prawda, że wzruszające? Zwłaszcza ten passus o komunistach... Ale spójrzmy na innych tuzów naszej polityki. Jarosław Kaczyński przyznał, że umowy ACTA nie czytał, ale że swoje zdanie na jej temat ma. I że tu trzeba ogólnokrajowego referendum. Czy kogokolwiek tymi słowami zaskoczył? Z Jarosławem Kaczyńskim tak właśnie jest, że najczęściej o sprawie ma mgliste pojęcie, ale za to dokładnie wie, kto jest dobry, kto jest zły, i gdzie są naruszane interesy narodu polskiego. I strzela z wysokiego c. Były bulterier Kaczyńskiego, dziś polityk na swoim, czyli Jacek Kurski, także zagrał swoją rolę. On z kolei oskarżył rząd, że ulega naciskom "obcych ambasad". Bo ktoś z ambasady amerykańskiej zadzwonił w sprawie ACTA do Sejmu... "To pokazuje Donalda Tuska jako chłopca na posyłki" - dowodził. Mój Boże, słucham Kurskiego od 20 lat i ciągle słyszę, że jego przeciwnicy ulegają obcym siłom albo jakimś innym, tajemnym, że jest to dla Polski straszne i tak dalej... Larum grają! Nawiasem mówiąc, formacja pana Kurskiego jako jeden z filarów swej polityki ustawiła sprawę stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce i tarczy antyrakietowej. I bardzo politycy prawicy pomstowali, że niezbyt energicznie namawiamy do tego Amerykanów i za słabo pokazujemy swą proamerykańską przyjaźń. A tu proszę - szpila w ambasadę USA! Czegóż się nie robi, żeby ukłuć Tuska... Ale na lewicy też nuda. Bo obudził się Janusz Palikot i rozpoczął... Co rozpoczął? Oczywiście, happening. Nakłada maseczki różnym pomnikom. W sumie - jest głośno, coś się dzieje. Aktorzy grają swoje. A nam się wydaje, że to polityka. Robert Walenciak