Politycy PiS już od kilku lat jeżdżą do Wierzchosławic i powołują się na Witosa jako swojego rzekomego patrona, bowiem walczą o chłopski, wiejski, ludowy elektorat. Toczą tym samym zmagania z PSL, tradycyjnie osadzonym zarówno w tym elektoracie, jak i witosowskim dziedzictwie polityczno-symbolicznym. Ostatnie wybory samorządowe pokazały, że w miastach PiS natrafia na twardą i nieprzekraczalną barierę wpływów. Największe poparcie ma na wsi, ale tam okopane jest PSL. Celem rządzącego obozu jest więc pozbycie się tego rywala. W wyborach lokalnych to się nie udało, choć PSL wyszło z nich mocno osłabione, ale nie wyeliminowane. Przed kolejnymi wyborami PiS, tym razem w osobie premiera, nadal kokietuje wiejski i chłopski elektorat, usiłując mu się przypodobać i jeszcze bardziej osłabiać wśród niego wpływy PSL. Pomyłka z przypisaniem Witosowi słów Dmowskiego obnaża fałsz umizgów do mieszkańców wsi czynionych poprzez odwoływanie się do dziedzictwa najbardziej znanego chłopskiego przywódcy. Morawiecki "mówi Dmowskim", bo to jest jego rzeczywisty ideowy patron, a przypisując te słowa Witosowi nie tylko obnaża swoją ignorancję historyczną (absolwent historii!), lecz także demaskuje uzurpację ideowo-polityczną swojej formacji. Obóz rządzący inspiruje się ideologią nacjonalistyczną, ugruntowaną w Polsce przez Dmowskiego, a nie agraryzmem Witosa (skądinąd też niezbyt rozsądnym). Morawiecki i inni politycy PiS przypominają postaci miejskich weselników na bronowickim ślubie opisanym przez Wyspiańskiego, przymilających się do swoich chłopskich współbiesiadników zagadywaniem w środku zimy czy pola już obsiane. Skądinąd Mateusz Morawiecki, mający łatwość wygłaszania nieprawd, półprawd, nieścisłości i przeinaczeń, na czym został już wielokrotnie przyłapany, a nawet sądownie skazany, powinien lepiej się pilnować w dobieraniu słów i motywów swoich publicznych wystąpień lub poprosić kogoś, by dokonywał stosownych korekt i poprawek przed ich wygłoszeniem.