Jedni i drudzy, wychodząc z różnych, a nawet przeciwstawnych przesłanek, dochodzą do wspólnej niechęci wobec kapitalizmu, wolnego rynku i galerii handlowych. Ci pierwsi widzą w nich zagrożenie dla wiary i kościoła, bowiem wychodząc naprzeciw wszelkim ludzkim potrzebom z ofertą ich zaspokojenia, nowoczesny kapitalizm niewiele miejsca pozostawia dla propozycji usług świadczonych przez kościół i księży. Ci drudzy nie mogą się pogodzić z tym, że to kapitalizm, a nie socjalizm te potrzeby zaspokaja, więc chcą to zaspokajanie utrudnić. W oczach tych pierwszych galerie handlowe są konkurencją dla świątyń, pobyt w nich alternatywą dla udziału w nabożeństwach, a zakupy dla modlitw. Z perspektywy tych drugich to świątynie konsumpcji, dające klientom to, czego socjalizm nie był, nie jest i nie będzie w stanie im dać. Jedni i drudzy w rezultacie z jednakowym obrzydzeniem patrzą na centra handlowe i zgodnie usiłują wypędzić stamtąd zagubione owieczki. Jednym i drugim się wydaje, że lepiej wiedzą czego ludzie potrzebują: w pierwszym przypadku dla zbawienia, w drugim - dla szczęścia i doczesnej pomyślności. Ci pierwsi frustrują się, że coraz mniej Polaków zagląda w niedziele do kościołów, ci drudzy - że coraz mniej wyborców głosuje na partie propagujące socjalizm. A do tego dochodzi panująca w niektórych - zwłaszcza intelektualnych - środowiskach wręcz snobistyczna moda na poglądy i postawy antykapitalistyczne, antyrynkowe i antykonsumpcjonistyczne. Galerie handlowe, wraz z korporacjami, deweloperami, show-biznesem czy parkami rozrywki należą do kategorii wrogów bogobojnego i rozmodlonego narodu lub socjalistycznego społeczeństwa przyszłości, nawet jeśli członkowie tego narodu i obecnego społeczeństwa tej niechęci nie podzielają. Mają oni samozwańczych i gorliwych obrońców przed zagrożeniami, których się nie obawiają i pokusami, których się nie wstydzą. Wielorakość, wszechstronność i rozmaitość konsumpcji i rekreacji oferowanej przez wielkie centra handlowe gorszą i dewotów, i neosocjalistów. Zarówno bowiem ideolodzy prawicy, jak i lewicy gardzą zwykłym, codziennym, a czasami odświętnym życiem ludzi, czerpiących z niego zwyczajne radości i małe przyjemności. Prawica ceni i wychwala jedynie życie poczęte i życie wieczne, lewica tylko życie społeczne, a nie indywidualne. Jedni zalecają poświęcenie swojego życia dla zbawienia i ojczyzny, drudzy dla społeczeństwa i jego socjalistycznej przyszłości. Indywidualna konsumpcja, osobiste przyjemności, zwykłe radości są w pogardzie u jednych i drugich. Stąd ich poparcie dla zakazów, ograniczeń, rygorów, barier, w tym dotyczących handlu.