Analogicznie można stwierdzić, że nie trzeba się doszukiwać formalnego wpływu Putina na sposób myślenia niektórych polskich polityków i propagandystów, bo oni po prostu sami z siebie myślą tak jak on. Dotyczy to zwłaszcza opinii na temat Unii Europejskiej jako sztucznego (wyimaginowanego), nieudanego tworu, niezdolnego do rozwiązywania realnych problemów, z którymi muszą i mogą poradzić sobie tylko państwa narodowe. Ten element propagandy współbrzmi ostatnio w wypowiedziach i przekazach płynących z Moskwy i Warszawy. Zmagania z epidemią koronawirusa potwierdzają, zdaniem rosyjskich i części polskich propagandystów, że tylko zamknięcie granic, odizolowanie państw narodowych i podjęcie działań wewnątrz nich przez ich władze, pozwoli obronić się przed pandemią, wobec której instytucje Unii Europejskiej są bezczynne i bezwładne. Cele deprecjacji UE i gloryfikacji państw narodowych są w przypadku propagandy rosyjskiej czytelne i oczywiste. W konfrontacji ze zintegrowaną wspólnotą europejską Rosja jest karłem, w zestawieniu z każdym państwem narodowym staje się gigantem. Rozbicie Unii na poszczególne państwa leży więc w łatwo identyfikowalnym interesie Rosji. Wszelkie działania w tym celu zmierzające, choćby tylko propagandowe, są współbieżne z rosyjskim interesem. To jednak nie musi oznaczać, że polscy politycy czy propagandyści biorą od Putina pieniądze lub koordynują z nim swoje wypowiedzi i działania, choć ukazało się sporo opracowań, w tym książkowych, ujawniających podejrzane powiązania wysoko nawet usytuowanych polityków obecnego obozu rządzącego ze służbami rosyjskimi. Może być jednak tak, że Putin nie musi tym ludziom płacić ani w inny sposób ich zadaniować, bo oni po prostu myślą tak jak on. Być może nawet wierzą w to bardziej szczerze od niego. Putin może nawet Unię Europejską podziwiać i jej zazdrościć (przecież sam chce tworzyć Unię Euroazjatycką na jej wzór), ale zwalczać z powodów strategicznych. Część polskich nacjonalistów zwalcza zaś czy deprecjonuje UE, bo naprawdę szczerze wierzy w wielkość i wspaniałość państwa narodowego. Określenie "pożyteczni idioci" pasuje do nich jak ulał, bo przecież w swym pierwotnym zastosowaniu oznaczało szczerych i naiwnych wyznawców komunizmu na Zachodzie, gdy na Kremlu obmyślano strategiczne gry i sposoby rozbicia jedności zachodnioeuropejskiej i euroatlantyckiej. Rozbijanie tej jedności to stały motyw i cel rosyjskiej polityki, tylko pożyteczni idioci się zmieniają. Trudne i nie zawsze udane europejskie zmagania z pandemią to kolejna świetna okazja dla Rosji do wzniecania i podsycania antyunijnej propagandy. W Polsce rezonuje ona w nacjonalistycznych kręgach, także tych reprezentowanych w obozie sprawującym władzę. Antyunijnie nastawieni nacjonaliści wykonują konsekwentną robotę. Blokują od lat silniejszą integrację europejską i uniemożliwiają wyposażenie instytucji wspólnotowych w rozleglejsze uprawnienia, w imię autonomii państw narodowych (w przypadku polityki zdrowotnej także niedopuszczenia do ingerencji w takie jej aspekty jak zapłodnienie pozaustrojowe czy terminacja ciąży), a potem wybrzydzają, że są one bezsilne. A na Kremlu przyglądają się temu z radością i te poczynania ochoczo wspierają myślą, słowem i uczynkiem.