Wszystko to, oczywiście, w trosce o obywateli i ich dobro. Alkohol spożywany w nadmiarze i nieodpowiedzialnie jest szkodliwy i może uzależnić. Ale to dotyczy też wielu innych substancji i czynności. Można się uzależnić od internetu, zakupów, pornografii, seksu, pracy, nie mówiąc o narkotykach i lekarstwach. Specjaliści mówią więc o zakupoholizmie, seksoholizmie czy pracoholizmie, narkomanii i lekomanii. Jeśli uzależnić się można od prawie wszystkiego, to zgodnie z logiką ochrony obywateli przed niebezpieczeństwem uzależnień należałoby poddać kontroli prawie wszystkie dziedziny ludzkiej aktywności i dostęp do prawie wszystkich jej wytworów. Ale państwo o takim zakresie administracyjnej kontroli prawie wszystkiego staje się państwem prawie totalitarnym (totalitarnym w pełnym tego słowa znaczeniu - gdy kontroluje dokumentnie wszystko). Od lat specjaliści i działacze społeczni apelują o poniechanie dotychczasowych metod walki z narkotykami, bo są one nie tylko nieskuteczne, ale prawdopodobnie przysparzają więcej strat i wszelkich kosztów niż pożytku i jakichkolwiek korzyści. Coraz częściej odzywają się głosy postulujące legalizację marihuany, a także innych substancji psychoaktywnych. Walka z tzw. dopalaczami też chyba jest daremna i przegrywana, odkąd ją podjęto. Prohibicja i reglamentacja okazują się nieskuteczne lub wręcz przeciwskuteczne tam, gdzie są zaprowadzane. Rozszerzanie reglamentacji farmaceutyków (wymogi przedstawienia recepty), reglamentacja zakupów (zakaz ich dokonywania w niedziele), ograniczanie dostępu do alkoholu, to nie są nowoczesne i skuteczne metody przeciwdziałania zagrożeniom czy negatywnym skutkom mogącym wyniknąć z nadużywania czy nieodpowiedzialnego używania różnych substancji (także słodyczy czy tłustych potraw) lub wykonywania różnych czynności (wielogodzinnego wertowania internetu czy sklepowych ofert).