Wielu, według dzisiejszych kryteriów, molestowało kobiety (bo na cokołach stoją prawie sami mężczyźni), niektórzy także nieletnie. Jedyny polski król o przydomku Wielki był pod tym względem osobowością wręcz odrażającą, ale mimo tego jest dla swoich licznych zasług upamiętniany na wiele sposobów, w tym także monumentami (sam za życia dla odkupienia swoich przewin ufundował wiele kościołów, stanowiących dzisiaj piękne i dostojne pomniki zarówno jego grzechów, jak i skruchy). Pośród przywar jakie można mu - oprócz niewątpliwych i imponujących dokonań - przypisać, na pewno nie ma jednak antysemityzmu, obciążającego biografie wielu późniejszych postaci uczczonych pomnikami, w tym gdańskiego prałata. W toku dziejowych przemian pomniki były nieraz usuwane, w Polsce szczególnie często i chętnie, niekiedy w skali masowej. Najpierw likwidowano te stawiane przez zaborców, potem poniemieckie na tzw. ziemiach Odzyskanych, a wreszcie komunistyczne po 1989 r. Można wręcz uznać, że pomniki w Polsce są szczególnie nietrwałe. Powinni to wziąć pod uwagę ci, którzy tak ochoczo je w ostatnich latach i obecnie stawiają. Polskę zalewa bowiem pomnikoza. Inwencja różnych grup i środowisk pragnących upamiętnić drogie sobie lub ważne we własnym wyobrażeniu postacie jest nieograniczona. Monumenty przez nich stawiane, często nielegalnie i pokątnie, są na ogół szpetne i zapaskudziły publiczną przestrzeń jak kraj długi i szeroki. Czasami na dodatek czczą szpetne indywidua. Dotyczy to także owego gdańskiego prałata. Ma on niewątpliwie jedną trwałą zasługę: podniesienie z ruin i przywrócenie Gdańskowi kościoła św. Brygidy. Nie równoważy to jednak ohydy czynów, o które jest oskarżany i krzywd jakie miał wyrządzić wielu dzieciom i młodym ludziom. Sprawcy obalenia jego pomnika uczynili kościołowi, władzom miasta i wielbicielom prałata przysługę, bo wzięli na siebie odpowiedzialność za pozbycie się kłopotliwego posągu i dali wszystkim czas na załagodzenie zgorszenia jakie ów monument w środku miasta stanowi, a także na wyjaśnienie zasadności oskarżeń wobec niego kierowanych. Fanatycy jednak nie skorzystali z szansy wyciszenia sporu o ich idola oraz zbadania w spokoju kontrowersyjnych epizodów z jego biografii i z ostentacją pomnik przywrócili, akurat w dniu gdy w Watykanie obradowano pod przewodem papieża na temat zwalczania pedofilii w Kościele katolickim. Prałat od św. Brygidy nie był postacią aż tak zasłużoną, by stawiać mu pomniki, nawet gdyby pominąć mroczne strony jego życiorysu. Tablica na ścianie świątyni, upamiętniająca jej odnowiciela, w zupełności by wystarczyła. Ale fanatyzm nie zadowala się skromnymi upamiętnieniami swoich idoli, on jest ostentacyjny w swej zaciekłości i pragnie triumfować w zawłaszczanej przez siebie przestrzeni publicznej. Temu służą często pomniki - świadectwa i narzędzia symbolicznej przemocy. Jak wszystkie formy przemocy budzą sprzeciw i opór. Dlatego zapewne policja będzie stale pilnowała pomnika prałata, tak jak milicja pilnowała niegdyś pomników Lenina.