Wszyscy wiedzą (a jak nie wiedzą, niech przez chwilę pooglądają i posłuchają), że owe media to propagandowa machina rządzącej partii, na usługach której pracuje grupa pozbawionych skrupułów i przyzwoitości agitatorów, do których należy niegdysiejsza działaczka SLD i kandydatka na prezydenta, czyli rywalka Andrzeja Dudy, a obecnie admiratorka "dobrej zmiany". Wielokrotnie analizowano niewiarygodne wyczyny tego zastępu partyjnych propagandystów, przecierając co raz oczy i uszy ze zdumienia. W opinii wielu obserwatorów poziom manipulacji w TVP przekracza nader często ekscesy reżimowej telewizji PRL. Kiedy więc w owej stacji telewizyjnej poinformowano o bezprzykładnym ataku na "dziennikarkę", czyli ową M. Ogórek, można i trzeba było podejść do tego z rezerwą. Tymczasem pojawiły się na wyprzódki formułowane akty potępienia, w których używano określeń "przemoc", "agresja", "brutalna napaść", "zwyrodnienie", "głupota i zbydlęcenie" (Adrian Zandberg), "dzicz" (to minister Brudziński o sprawcach), mówiono o napaści "mającej cechy linczu" (to Dominika Wielowieyska). Jak się okazało, incydent został przedstawiony i nagłośniony tylko przez jedną stronę i nabrał w tej relacji cech i wymiarów niezbyt adekwatnych do rzeczywistości. Tymczasem jest nagranie, które pokazuje, że Ogórek ani przez chwilę nie była fizycznie przez nikogo zagrożona czy napastowana, uśmiechała się i mizdrzyła, miała otwarte szyby w samochodzie, który wcale nie został opluty ani porysowany, cały skierowany przeciw niej protest wyraził się w okrzykach pozbawionych wulgarności (najostrzejszy to "spieprzaj paskudna babo" - porównywalny do "spieprzaj dziadu") oraz naklejeniu kilku wlepek na karoserię. A do tego okazało się, że przez cały czas w wydarzeniu brał udział pracownik TVP przebrany za rzekomego "lewaka", wznoszący przez megafon okrzyki przeciw PiS i zachowujący się prowokacyjnie wobec uczestników protestu, wdając się z nimi w przepychanki i szarpaninę. Internauci zaś przypomnieli wydarzenie sprzed 10 lat, kiedy to aktorka Cugier-Kotka ujawniła, że wzięła udział w wyreżyserowanym incydencie rzekomej na nią napaści przez agresorów wyzywających ją od "pisowskich dzi...", wskazując obecnego prezesa TVP jako inicjatora tej mistyfikacji. Każda napaść czy akt agresji wobec dziennikarza powinien być potępiony. Szkopuł w tym, czy tym razem miało rzeczywiście miejsce coś co można agresją i napaścią nazwać (pomińmy już czy Ogórek można nazwać dziennikarką). Skoro protestujących policja oskarża o utrudnianie ruchu na drodze publicznej oraz rozlepianie naklejek bez pozwolenia, to chyba jednak nie ma podstaw do poważniejszych zarzutów. Kto pamięta spalenie samochodu TVN przez uczestników Marszu Niepodległości powinien się zastanowić jakich słów użyć wobec pokojowego protestu przeciw bezwstydnej propagandystce TVP, której nie stała się żadna krzywda, poza wysłuchaniem kilku niepochlebnych okrzyków pod swoim adresem.