Szczególnym obszarem zakłamań, oszustw i manipulacji jest polska historia. Systematyczna propaganda zdołała wmówić Polakom, że mają prawo czuć się permanentnymi ofiarami, a skoro przez cały wiek XIX i większość XX byli pozbawieni własnej państwowości, to nie ponoszą odpowiedzialności za żadne paskudne zdarzenia, jakie się wówczas rozgrywały. Jedyny w tym czasie okres niepodległości i suwerenności został zmistyfikowany tak skutecznie, że bywa przedstawiany jako idylla i utracony raj. Dlatego taki szok wywołuje odkrywanie żenujących faktów z tamtych lat, jak ujawniony i opisany niedawno pogrom na żydowskiej ludności Lwowa dokonany zaraz po odbiciu go z rąk Ukraińców w 1918 r. Niepodległość Polski zaczynała się w 1918 r. antyżydowskimi pogromami i pośród antyżydowskich pogromów w 1941 r. dogorywała. Zapisana przez ambasadora Lipskiego deklaracja, że Hitlerowi zostanie w Warszawie postawiony pomnik, jeśli trwale rozwiąże kwestię żydowską, jest ohydna i nie da się jej w żaden sposób obronić. Skoro jego raport był polskim historykom znany, to czemu nie był szerzej analizowany? Czy nie z tych samych powodów, dla których przemilczane były przez kilkadziesiąt lat pogromy antyżydowskie na Podlasiu, gdzie historycy badali najdrobniejsze nawet przejawy antyhitlerowskiego i antysowieckiego oporu tamtejszych Polaków, a nie odkryli co wyczyniali oni ze swoimi żydowskimi sąsiadami? Czy polskie instytucje uważane i uważające się za kontynuatorki tych przedwojennych, jak uniwersytety czy związki twórcze i zawodowe, nie powinny rozliczyć się jawnie i otwarcie z hańby antysemityzmu, szerzonego w nich w okresie międzywojennym (a pierwsze wiece z żądaniami ograniczenia dostępu kandydatom pochodzenia żydowskiego na uczelnie wyższe odbyły się już w 1922 r.)? Czy władze Uniwersytetu Warszawskiego albo Stowarzyszenia Architektów Polskich powinny czekać, aż Putin lub ktoś inny Polsce nieprzychylny upubliczni i rozliczy to, co się działo w nich w latach 30.? Polityka narodowościowa II RP to wciąż nierozliczona hańba. Czym osadnictwo wojskowe na kresach wschodnich (zarządzone ustawą sejmową w 1920 r.) i polonizacja tamtejszego szkolnictwa różniły się od działalności Hakaty i germanizacji szkolnictwa w Wielkopolsce i Prusach Wschodnich w XIX i początkach XX wieku, tak potępianych dziś w polskich podręcznikach do historii? Czy burzenie cerkwi na Chełmszczyźnie i Podlasiu w 1938 r. jest mniej haniebne niż brutalność Kulturkampf, przytaczana dla ilustracji prześladowań wyznających katolicyzm Polaków w Rzeszy Niemieckiej? A czy udział Polski w rozbiorze Czechosłowacji został zadowalająco rozliczony i potępiony? Ktoś trafnie zwrócił uwagę, że w 2018 r. można było za jednym zamachem w manifestacyjny sposób odciąć się od zajęcia Zaolzia w 1938 r. i współudziału w najeździe Czechosłowacji w 1968. Czy ta niedawna rocznicowa okazja została w pełni wykorzystana, aby Czechów przeprosić i udobruchać? A czy nie należałoby się jakoś wreszcie rozliczyć ze zbrojnego zajęcia Wilna w 1920 r. i zamknąć tę kwestię, wciąż zakłócającą stosunki polsko-litewskie? Powoływanie się na wolę w większości polskich ówczesnych mieszkańców miasta, pragnących je przyłączyć do Polski, jest dwuznaczne jeśli uważamy, że Polska nie mogła ulec woli większości niemieckich mieszkańców ówczesnego Gdańska pragnących włączenia go do Rzeszy. A znając perfidię rosyjskiej polityki historycznej można się spodziewać, że jej twórcy i szerzyciele wykorzystają zbrojne zajęcie Wileńszczyzny przez polskie oddziały dla usprawiedliwienia czy zrelatywizowania późniejszego zajęcia Litwy przez Armię Czerwoną i Związek Sowiecki. Kilka lat temu w brukselskim Domu Historii Europejskiej umieszczono sylwetkę Józefa Piłsudskiego obok innych dyktatorów międzywojennej Europy, co wielu Polaków przyjęło ze zdumieniem, a niektórzy ze zgorszeniem. A przecież Piłsudski to sprawca zbrojnego i krwawego (ponad 400 ofiar śmiertelnych) zamachu stanu, przywódca wojskowej junty, dewastator porządku prawno-konstytucyjnego ("konstytuta-prostytuta"), likwidator parlamentaryzmu i swobód polityczno-obywatelskich, założyciel obozu koncentracyjnego dla działaczy opozycji. Sanacja była władzą zamordystyczną i autorytarną, której w żadnym stopniu nie usprawiedliwia wcześniejsza działalność niepodległościowa Piłsudskiego. A nawet fakt, że alternatywą były zamordystyczne i autorytarne rządy nacjonalistyczno-klerykalnej prawicy. Słabość środowisk liberalno-demokratycznych nie wystawia ówczesnemu polskiemu społeczeństwu dobrego świadectwa. Podobnie jak obecnemu. To oburzające i paskudne, że Putin wypomina nam niechlubne epizody z przeszłości. To okropne, że nie chcieliśmy się z nimi wcześniej zmierzyć i rozliczyć. Rosyjski autokrata zakłamuje i fałszuje historię w imię urojonej wielkości i chwały rosyjskiego narodu i państwa. Szkoda, że nie zawsze umiemy rozliczyć się z własną historią, manipulując nią lub zakrywając jej wstydliwe epizody w imię urojonej wielkości polskiego narodu i państwa. W gruncie rzeczy mieliśmy szczęście, że Putin powyciągał wstydliwe aspekty polskiej historii, wmontowując je w narrację opartą na ewidentnych kłamstwach i propagandowych oszustwach, kompromitujących jego wywody. To bezdyskusyjna prawda historyczna, że hitlerowsko-stalinowska zmowa doprowadziła do zaatakowania i unicestwienia niepodległego państwa polskiego. Polska (podobnie jak wiele innych państw - nie zapominajmy) padła ofiarą dwóch zbrodniczych totalitaryzmów. Ale to nie znaczy, że była państwem idyllicznym, demokratycznym, respektującym prawa obywatelskie, żyjącym w zgodzie z sąsiadami, niezasługującym na krytykę i niewymagającym rozliczeń. Jeśli nie dokonamy ich sami, zrobią to inni, zwłaszcza ci nam nieprzychylni.