Masowe zgłaszanie się ludzi do skorzystania z darmowego rozdawnictwa nie jest miarodajnym świadectwem ich biedy. Gdyby na Rynku rozdawano za darmo cokolwiek innego, też stawiłyby się tłumy. Owszem, są tacy, którzy nie wezmą nic za darmo, bo krępowaliby się korzystania z czegoś co im nie przysługuje lub czego nie potrzebują, albo co jest poniżej ich standardu i wymagań. Ale wielu nie ma oporów. Przykład kobiety, okrzykniętej w internecie dosadnie "chytrą babą", która zgarniała zachłannie butelki z tanim napojem, wystawione na ogólnodostępnym stole wigilijnym w jednym z miast, obrazuje to zjawisko. Nagłośnienie kolejnego darmowego poczęstunku ściąga chętnych z daleka i co roku jest ich na krakowskim Rynku więcej. Podobny mechanizm zadziałał w przypadku uchodźców. Nieroztropne zaproszenia i pochopne zachęty sprawiły, że w stronę Europy ruszyły milionowe tłumy chętnych do skorzystania z dobrodziejstw modelu państwa opiekuńczego. Podobnie jak w Polsce są faktyczni biedacy, tak w świecie są rzeczywiście rozmaici nieszczęśnicy, ofiary głodu, wojen i klęsk żywiołowych. Ale to nie wzrost ich liczby spowodował zwiększony najazd na bogate europejskie kraje, lecz oferty lekkomyślnie im złożone i podtrzymywane. Obecnie napór uchodźców jest nieporównanie mniejszy nie dlatego, że tak radykalnie poprawiły się warunki ich życia w krajach pochodzenia, lecz ponieważ zamiast wcześniejszych zachęt i ułatwień wprowadzono utrudnienia i restrykcje dla potencjalnych przybyszy. Darmowy poczęstunek złożony z wigilijnych potraw ma sens symboliczny i integracyjny. Daje też zapewne satysfakcję darczyńcom i fundatorom oraz wolontariuszom. Gdyby jednak na Rynku codziennie rozdawano za darmo smakowite potrawy, stawiałyby się nie mniejsze tłumy. Niekonieczne świadczyłoby to o rosnącej biedzie.