Niektórzy obserwatorzy wiążą to zjawisko z tzw. problemem podwójnego rocznika, który spowodował zatłoczenie szkół średnich i sprawił, że w wielu z nich nauka trwa od rana do wieczora, więc część uczniów rezygnuje z katechezy, aby móc wychodzić wcześniej lub choćby trochę rozładować przepełnione harmonogramy. Ale odwrót od lekcji religii obserwowany jest od dość dawna w szkołach różnego rodzaju i stopnia, także tych wcale niezatłoczonych. Jeszcze kilka lat temu dyrektorzy i nauczyciele mieli problem co robić z tymi nielicznymi uczniami, którzy nie brali udziału w katechezie i którym trzeba było organizować jakieś inne zajęcia (w 2010 r. uczęszczanie na religię deklarowało 93 proc. uczniów). Dzisiaj w wielu szkołach, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie religijność jest najsłabsza, pojawił się problem co robić z tą ogromną rzeszą uczniów, którzy nie uczestniczą w lekcjach religii i nie ma gdzie ich pomieścić (w jednym z krakowskich liceów kazano im siedzieć w klasie razem z odbywającymi lekcję religii, ale pozwolono założyć słuchawki na uszy, aby mogli się odizolować). Sprawdzenie motywacji dzieci i młodzieży oraz ich rodziców decydujących o rezygnacji z religii wymagałoby pogłębionych badań, ale ich wynik i tak byłby niepewny. Wszak niektórzy mogą uzasadniać przepełnieniem szkół decyzje podejmowane z powodów światopoglądowych, których nie chcą ujawniać, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach i ściśle kontrolujących się środowiskach, gdzie porzucenie religii może być przyjmowane społecznym ostracyzmem. Albo odwrotnie: powody światopoglądowe mogą być podawane dla uzasadnienia decyzji podejmowanych dla wygody i ułatwienia sobie życia. Ale faktem jest, że odsetek uczniów uczestniczących w katechezie szkolnej spada już od lat i z roku na rok. W największych miastach to już mniejszość. Są także publikowane od jakiegoś czasu badania pokazujące, że polska młodzież laicyzuje się w bardzo szybkim tempie (według Pew Research Center rozziew między poziomem religijności rodziców, a zwłaszcza dziadków, i dzieci, a zwłaszcza wnuków, jest w Polsce największy spośród ponad stu badanych krajów). Niektórzy obserwatorzy i komentatorzy sugerują, że to paradoksalnie wynik powszechności katechezy w minionych latach, bo uczniowie zaznawszy kontaktu z religią w wydaniu szkolnym, szybko się do niej zniechęcają. Rzeczywiście, przyjrzawszy się podstawom programowym i podręcznikom do nauczania religii, łatwo zrozumieć dlaczego ktoś poddany ich oddziaływaniu może mieć religii dosyć. Kiedyś mówiono, że bierzmowanie to sakrament pożegnania z Kościołem. Dziś nasuwa się konstatacja, że szkolna katecheza to nauka rozstania z religią. Ale jest też bodaj inny czynnik odstręczający od religii katolickiej - wypowiedzi i zachowania hierarchów i kleru. To nie tylko udokumentowane i ujawnione drastyczne przypadki pedofilii czy seksualnego molestowania dzieci i młodzieży. To także brednie wygłaszane przez biskupów i innych dostojników kościelnych czy postępki zwierzchnika radiomaryjnej wspólnoty wiernych. Doprawdy, trzeba niewzruszonej, albo wprost ślepej wiary, aby wobec wyczynów polskiego duchowieństwa katolickiego zachować bliski związek z Kościołem katolickim. Ciekawe, jak na stosunek Polaków, zwłaszcza młodych, do Kościoła katolickiego i religii wpłyną perypetie księdza Tymoteusza, jeszcze niedawno lansowanego jako chwalebny przedstawiciel i wyraziciel młodego pokolenia wierzących Polaków (na jego prymicjach jasnogórskich była obecna niemal cała państwowa wierchuszka, z prezesem na czele). Ale kandydatów na księży też od lat stale ubywa. W tegorocznym naborze do seminariów zgłosiło się ich znowu mniej, w niektórych poniżej dziesięciu, a w Olsztynie w pierwszym terminie ani jeden.