Tymczasem wydaje się to nie dotyczyć osób o preferencjach homoseksualnych, od których wręcz oczekuje się ujawniania swoich skłonności, dokonywania ich publicznego wyznawania, by uzyskać dla nich akceptację. Krytykuje się nawet osoby podejrzewane o takie skłonności, jeśli unikają deklaracji w tej kwestii lub uznają ją za nieodpowiednią do publicznego roztrząsania. Ostatnio znany polski piosenkarz jest wręcz nagabywany - by nie powiedzieć, że molestowany - aby ujawnił publicznie swoją orientację, w domyśle homoseksualną. Tak więc seksualność ma być usunięta z życia osób publicznych, pod warunkiem, że nie jest to seksualność nakierowana na osoby tej samej płci. Owszem, pośród przypadków molestowania ostatnio ujawnionych (jednak wymagałoby sprawdzenia czy zawsze prawdziwych) zdarzają się nakierowane na osoby tej samej płci. Znany amerykański aktor oskarżony o takie zachowanie zaczął żarliwie wyznawać swoje skłonności, jakby zakładając, że otwarte zadeklarowanie homoseksualizmu zmniejszy jego odpowiedzialność ("to silniejsze ode mnie", "nie mam na to wpływu" itp.). Byłoby to zgodne z panującą obecnie sugestią, że skoro homoseksualizm jest wrodzoną skłonnością, więc nie można za jej wykazywanie obwiniać, nawet jeśli objawia się w niestosownych formach. W tym także jak najbardziej publicznych, podczas ostentacyjnych manifestacji swojej seksualności w wyuzdanych paradach równości, odbywających się pod hasłem "gejowskiej dumy". To właśnie za krytykowanie takich form homoseksualnej ostentacji zaczepiany i nagabywany jest wspomniany piosenkarz. Inna rzecz, że jeśli swój największy sukces komercyjny odniosło się dzięki płycie ze słowem "sex" w tytule, trudniej jest przekonywać o chęci zachowania w prywatności swoich zainteresowań i upodobań seksualnych.