Nie inaczej jest i będzie w przypadku rynku transportowego. Prezes Kaczyński szumnie ogłosił obietnicę restytucji PKS oraz połączeń autobusowych w każdej gminie i wsi. Ponieważ sam jest wożony w limuzynie, więc zapewne nie miał możliwości zorientowania się, że każdego dnia Polskę wzdłuż i wszerz przemierzają niezliczone i niezmordowane busy i busiki prywatnych firm transportowych. Każdy obywatel mający choćby sporadyczny kontakt z krajową prowincją zapewne to wie i być może już nieraz z oferty prywatnych przewoźników korzystał. Ale także połączenia między największymi miastami obsługiwane są przez prywatne linie autobusowe, oferujące miejsca w nowoczesnych pojazdach. Być może niektórzy Polacy z pokolenia prezesa mają jakieś sentymentalne skojarzenia z PKS i PRL, ale ci wyposażeni w dobrą i uczciwą pamięć wiedzą jaki to był koszmar: wyczekiwanie na rozklekotanego rzęcha, który może zatrzyma się na przystanku, a może nie, zatłoczone wnętrza, często przywłaszczanie opłaty za bilet przez kierowcę, a w bazach transportowych kradzieże paliwa i fikcyjne grafiki. Być może prezes nasłuchał się głosów niektórych lewicowców, utyskujących na brak połączeń autobusowych w najmniejszych i najbardziej oddalonych wsiach i przysiółkach, dokąd nie jeżdżą prywatni przewoźnicy, bo chętnych do korzystania z przejazdów jest zbyt mało aby to się opłacało. Jeśli nawet tak jest, wynika to z rozproszonej sieci osiedleńczej, będącej generalnym polskim utrapieniem. Doprowadzenie do każdej oddalonej osady i każdego zagubionego domostwa bitej drogi, podobnie jak przyłączy elektrycznych, gazowych itd. jest koszto- i czasochłonne. To mrzonka, że da się tam uruchomić regularne połączenia autobusowe Państwowej Komunikacji Samochodowej.