O ile jeszcze niedawno można było dopatrywać się jakiejś racji w opiniach pierwszego rodzaju, o tyle od jakiegoś czasu trudno jest nie przyznać jej tym drugim: chodzi o ordynarne łupiestwo, grabienie pieniędzy, skok na kasę, drenaż państwa, dorobienie i obłowienie się wszelkimi sposobami. Szwindel z niecertyfikowanymi maseczkami zakupionymi po zawyżonych cenach od kolegi ministerialnego brata jest kolejnym tego potwierdzeniem. Szczególnie odrażającym, bowiem chodzi o zdrowie i życie obywateli. Za opinią o ideowych motywacjach funkcjonariuszy PiS stał wizerunek ich szefa jako łachmaniarza w starej marynarce i zdezelowanych butach zawiązanych sznurkiem. Człowieka, który nie dba o pieniądze i osobiste korzyści, pochłonięty myśleniem politycznym i snuciem własnych wizji państwa. Nawet jego, ujawnione z podsłuchów, miliardowe projekty deweloperskie można było uznać za wymyślone raczej z chęci zabezpieczenia źródeł finansowania partii, a nie jej prezesa. Nagrody rozdzielane hojnie przez premier Szydło swoim resortowym pomagierom mogły jednak wzbudzić podejrzenia, że nie o doktrynalną czystość - a w każdym razie nie tylko o nią - tej ekipie chodzi. Hojność szefa NBP dla swoich dwórek trudno było wytłumaczyć inaczej niż drenowaniem publicznej instytucji na rzecz prywatnego interesu tych pań, pełniących nieokreślone role, poza (to kwestia gustu) dekoracyjnymi. Obsadzenie spółek skarbu państwa przez partyjnych aparatczyków, otrzymujących wielomilionowe wynagrodzenia, jeszcze ewentualnie można było tłumaczyć chęcią przejęcia kontroli nad strategicznymi przedsiębiorstwami, aby zapewnić za ich pośrednictwem realizację polityki gospodarczej rządu. Ale pobieranie przez Zbigniewa Ziobrę multiplikowanych i w sumie gigantycznych wynagrodzeń za pełnienie funkcji, które przejął, to już czysty skok na kasę. A utajnienie, czyli ukrywanie, majątków mianowanych przez niego nowych sędziów Sądu Najwyższego (wbrew wcześniejszym jego żądaniom by wszyscy sędziowie ujawnili swoje majątki) to po prostu kamuflowanie benefitów "dojnej zmiany", zaś ekstrawynagrodzenia dla członków specjalnie powołanych nowych izb Sądu Najwyższego to ewidentne odpłacenie się im za służalczość wobec ekipy PiS. Podobnie jak kilkudziesięciotysięczna premia przydzielona szefowej kancelarii Sejmu jako nagroda za gorliwe ukrywanie list poparcia członków neo-KRS. Czyli lojalność polityczna przeliczona na pieniądze. A willa eksploatowana latami przez byłego już marszałka Senatu? A bezprawnie pobierane przez niego wynagrodzenia? A żądanie łapówki przez szefa KNF, nazwanego przez prezesa NBP nieskazitelnym patriotą? A finansowe machlojki szefa NIK, określanego przez owego marszałka Senatu mianem kryształowego? A "wydojenie" SKOK-ów? A luksusowe limuzyny zakupywane przez rozmaitych funkcjonariuszy "dojnej zmiany", także szczebla lokalnego? A ograbienie PCK przez lokalnych działaczy rządzącego obozu, powiązanych z szefową resortu szkolnictwa? Przykłady można mnożyć. Wszystkie one świadczą, że to rzeczywiście "dojenie" publicznych zasobów i środków dla prywatnej korzyści funkcjonariuszy i akolitów pisowskiej władzy jest podstawową, a co najmniej istotną ich motywacją i celem poczynań. Kolega ministerialnego brata trafnie uznał, że z tą ekipą można robić szwindle. W takim kontekście przejęcie kontroli nad sądownictwem wszystkich szczebli rysuje się jako chęć wyeliminowania kontroli nad dokonywaną grabieżą i ewentualnych kar za jej przeprowadzenie. Mówiąc brutalnie: zapewnienie bezkarności metodycznemu okradaniu państwa. A że towarzyszy temu ideologiczna propaganda? No cóż, to nic szczególnego. Rosja czy Węgry to przykłady państw, w których dęta ideologia narodowo-patriotyczna przykrywa zorganizowaną grabież. Jak mawiał Samuel Johnson, patriotyzm bywa ostatnim schronieniem łajdaków. Może w tej ekipie są ideowcy, ale i oni bodaj nie gardzą benefitami władzy, a w każdym razie utrzymują mafijną lojalność i omertę. Zapewne mają poczucie, że im "się należy", właśnie za to ideowe zaangażowanie, autentyczne czy udawane.