Podstawą i przyczyną owych rozbieżności jest odmienność opinii co do fundamentalnej kwestii ekologicznej, mianowicie dlaczego powinniśmy chronić przyrodę. Odpowiedź na to pytanie wyznacza też dopuszczalne i niedopuszczalne sposoby takiej ochrony, a więc ingerencji w naturalne ekosystemy. Sformułowanie "środowisko naturalne" w domyśle sugeruje, że chodzi o czyjeś środowisko, środowisko czyjegoś życia i domniemanie, że to życie nas - ludzi. Troszczmy się zatem o przyrodę, bo w niej żyjemy i od jej zachowania w niezniszczonym stanie zależy trwałość i jakość naszego życia, a także życia naszych potomków. Ten tradycyjny, popularny i pozornie niekontrowersyjny punkt widzenia na ziemską biosferę i potrzebę jej ochrony uważany jest przez wielu ekologów za uproszczony, przestarzały, błędny lub wręcz szkodliwy, bo utwierdza w przekonaniu o wyróżnionej pozycji gatunku homo sapiens, któremu przyroda ma służyć i którego dobru być podporządkowana, a więc traktowana przez ludzi utylitarnie (to podejście zwane antropocentrycznym). Zwolennicy tzw. ekologii głębokiej przekonują, że przyroda (biosfera) ma wartość samoistną i autonomiczną, powinniśmy ją chronić i zachować dla niej samej, bo jest cenna sama dla siebie, a nie tylko dla człowieka. Takie biocentryczne podejście pozostaje w poważnym, a niekiedy ostrym konflikcie z antropocentrycznym. Spór o Puszczę Białowieską jest jego odzwierciedleniem. Według podejścia biocentrycznego nie powinniśmy interweniować nie tylko gdy lew zagryza i pożera antylopę, a wilk sarnę (według Adama Wajraka również wtedy gdy widzimy łosia, który ugrzązł w naturalnym bagnie i nie potrafi się z niego wydostać), ale także kiedy korniki atakują i pożerają świerki. To naturalne procesy i cykle w przyrodzie, których nie należy zakłócać naszą ingerencją. Takie właśnie stanowisko zajmują ci ekolodzy, którzy sprzeciwiają się wycince zaatakowanych przez korniki świerków białowieskich. Ich postawa i stojące za nią poglądy uważane są za bardziej nowoczesne niż tradycyjna ochrona przyrody, polegająca na pomaganiu wybranym przez nas gatunkom czy populacjom w przetrwaniu, a więc np. zwalczaniu korników aby ratować świerki. Kiedy w 1988 r. w najstarszym na świecie parku narodowym Yellowstone uderzenie pioruna (zatem zjawisko naturalne) spowodowało pożar trawiący potężne obszary leśne, tamtejsze władze zdecydowały poniechać interwencji i pozwolić na rozprzestrzenianie się ognia aż do jego samoczynnego wygaśnięcia. Uznano to bowiem nie za klęskę żywiołową, ale naturalny proces zachodzący w tym ekosystemie, lepiej wpływający na zachowanie jego pierwotnego charakteru niż gaszenie przez ludzi. Widziałem kilka lat później fragment tego obszaru strawionego ogniem (a objął ok. 1/3 całej powierzchni parku). Porośnięty był gęstym młodnikiem wyrosłym samoczynnie na warstwie popiołu po wypalonych pożarem drzewach. Taki samoczynnie odtwarzający się las uważany jest za naturalniejszy i zdrowszy niż nasadzany przez człowieka w miejsce wyciętych przez niego drzew. Na takim stanowisku oparli się dziekani wydziałów przyrodniczych polskich uczelni, którzy zaapelowali do najwyższych władz Polski o powstrzymanie ingerencji w ekosystem Puszczy Białowieskiej. Niedawno ujawniono list byłego leśnika, który kilka lat temu alarmował o pojawieniu się kornika w Puszczy Białowieskiej i wzywał do wycinki kilkudziesięciu zaatakowanych świerków zanim nastąpi inwazja szkodnika na cały las. Niektórzy argumentują, że gdyby wówczas takich ostrzeżeń posłuchano, przełamując opór ekologów i dokonując niewielkich "cięć sanitarnych", to dziś nie trzeba byłoby wycinać setek tysięcy drzew, na które kornik się rozprzestrzenił. Ale to właśnie podejście zakładające, że trzeba chronić Puszczę przed kornikiem jako szkodnikiem. W Yellowstone być może też dałoby się zapobiec rozprzestrzenianiu pożaru, ale uznano to za ingerowanie w naturalne procesy, którego należy poniechać. Sprowadzając problem do uproszczonego dylematu: jedni uważają, że należy las chronić przed inwazją korników, a inni - przed ingerencją ludzi. Niektórzy ekologiczni realiści argumentują, że dzikiej przyrody i tak już nie ma na Ziemi, ingerencje ludzi są więc nie tylko dopuszczalne, ale i pożądane, bowiem naturalne procesy w biosferze i tak są zakłócone, człowiek więc powinien przywracać równowagę tam, gdzie to możliwe i tak jak potrafi. Czy obejmuje to także wycinkę świerków zaatakowanych przez korniki w Puszczy Białowieskiej? Tak właśnie uważają poplecznicy polityki prowadzonej przez ministra Szyszkę. I o to toczy się spór między ekologami. Niezależnie od tego, że w tle pozostają interesy ludzi i instytucji żyjących z wycinki drzew, traktowanych jako surowiec przemysłowy, co już z żadną ekologią czy ochroną środowiska nie ma nic wspólnego. Janusz A. Majcherek