Niektórzy politycy sądzą i twierdzą, że zdobycie władzy, a zwłaszcza uzyskanie jej z demokratycznego nadania, daje uprawnienie do orzekania co jest prawdą. To typowa uzurpacja wszelkich dyktatorów i zamordystów zarzekających się, że działają w imię prawdy i dla jej obrony. Samozwańczy obrońcy prawdy to na ogół szubrawcy. Ich uzurpacja przeważnie dotyczy tzw. prawdy historycznej, czyli przeszłości. Przenikliwy znawca autorytarnych reżimów George Orwell, w swojej słynnej książce "Rok 1984" opisał działanie totalitarnej Partii według zasady "Kto kontroluje przeszłość, ten kontroluje przyszłość; kto kontroluje teraźniejszość, ten kontroluje przeszłość". Dlatego niektórzy autorytaryści starają się przy pomocy aktualnie sprawowanej władzy narzucić swoją wizję przeszłości, używając w tym celu tzw. polityki historycznej. W rękach demagogów to narzędzie manipulowania historią. Dochodzenie do prawdy, jej ustalanie, to zadanie nauki i powołanie naukowców. W przypadku historii - historyków. Ale historycy to też obywatele, którzy niekiedy czują pokusę przekształcania się w polityków lub wspierania ulubionych polityków swoim naukowym autorytetem. Dążenie do prawdy poświęcają dążeniu do władzy lub wspieraniu tych, którzy ją sprawują. Prawdę historyczną naginają lub poświęcają dla polityki historycznej. Warto więc pamiętać mądre i wciąż aktualne przesłanie najdojrzalszej polskiej szkoły myślenia historycznego, która była jednocześnie najznakomitszą szkołą myślenia politycznego, czyli krakowskich konserwatystów, zwanych Stańczykami: "fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki". Aby się przeciwstawić temu fałszywemu myśleniu historycznemu na usługach bezmyślnej i fatalnej w skutkach polityki, wydobywali, analizowali i krytykowali historyczne błędy, pomyłki, przekłamania, zafałszowania, szczególnie te wynikające z narodowej megalomanii, patriotycznej tromtadracji, ideologicznego zaczadzenia. Zamiast podbechtywać rodaków naiwnymi opowiastkami o chwalebnej przeszłości, nękali ich wywlekaniem na światło dzienne najwstydliwszych kart polskiej historii, by się na błędach uczyć i wyciągać z nich wnioski. Jakaż szkoda, że ta wspaniała tradycja krytycznego traktowania rodzimej historii przez krakowskich Stańczyków została zarzucona przez prawicowych doktrynerów i ideologów - także tych wywodzących się z Krakowa - na rzecz prymitywnej propagandy narodowej niewinności. Zamiast trzeźwego i krytycznego namysłu nad historią, służącego kształtowaniu odpowiedzialnych postaw obywatelskich, mamy infantylne opowiastki o nieskazitelnych bohaterach, heroicznych wyczynach i wielkich zrywach, na ogół kończących się wszak politycznymi klęskami. Zamiast dojrzałej debaty o historii, mamy urzędowo proklamowaną chwałę narodową. Zamiast odważnych zmagań z trudną historią mamy naiwne historyczne czytanki dla pokrzepienia serc. To nam nie przynosi chluby, lecz wstyd.