Towarzysząca temu polityczno-religijna obrzędowość, z prokuratorem Piotrowiczem wymachującym różańcem, zamienia to widowisko w szopkę. I nie chodzi bynajmniej o szopkę bożonarodzeniową. Można uznać, że wolność wyznania i sprawowania obrzędów religijnych gwarantuje każdemu prawo do publicznych modłów za Polskę do swojego boskiego patrona - Allacha, Swarożyca, Buddy, Sziwy, Zeusa czy Jehowy. Oddanie państwa, którym się kieruje, pod opiekę któregoś z bóstw nadaje jednak takiemu ceremoniałowi niebezpiecznych znamion. Można sobie wyobrazić, że religijny fanatyk stojący na czele rządu czy państwa obwieści o doznaniu jakiegoś objawienia, treść którego zinterpretuje jako skierowany do niego nakaz literalnego wypełnienia tajemnicy fatimskiej, czyli nawrócenia Rosji na katolicyzm i zacznie działać w tym kierunku. A może w religijnym uniesieniu zazna (przypadki znane wśród celebrytów) oświecenia i nawróci się na ortodoksyjny islam, uzasadniając odtąd swoje polityczne poczynania formułą "insz Allach". Albo stwierdzi, że starożytna Żydówka z Palestyny nie jest właściwą patronką Polaków i proklamuje jakąś rodzimą boginię jako opiekunkę. Lub - co nie takie znowu nieprawdopodobne - uzna, że skoro ktoś obwieścił posiadanie przez Polskę króla i królowej w niebiesiech, to należy respektować ich władztwo tu na ziemi, podporządkowując mu bieżącą politykę państwa. Nawet jednak pomijając takie niebezpieczeństwa, oburzające jest sugerowanie przez premiera, że jeśli ktoś nie podziela jego wiary religijnej i nie przyłącza się do jej dewocyjno-zabobonnych form manifestowania, ten mniej kocha ojczyznę. Ubliża takim współobywatelom wzywaniem swojej boskiej patronki by się nimi zajęła. Z politycznego punktu widzenia dewocyjne występy PiS-owskiej czołówki u Tadeusza Rydzyka to wizerunkowe samobójstwo. Wydawać się mogło, że po klęsce wyborczej w miastach i przed wyborami do Parlamentu Europejskiego rządząca partia zechce się przedstawiać ambiwalentnemu na ogół religijnie i rzadko zachodzącemu do kościoła elektoratowi miejskiemu jako nowoczesna, respektująca świeckość państwa i neutralność wyznaniową administracja publiczna. Manifestacyjne okazywanie religijności dewocyjno-maryjnej jeszcze bardziej odstręczy potencjalnych wyborców spoza tradycyjnej, prowincjonalno-plebejskiej bazy społecznej PiS. Z kościelnej perspektywy obrzędy partyjne u Rydzyka to pośmiewisko. Udział takich propagatorów chrześcijańskiej miłości bliźniego jak Ziobro czy Piotrowicz oraz takich rzeczników miłości małżeńskiej jak Zbonikowski i Bonkowski, kompromituje Kościół, na przynależność do którego się powołują. Ale to już zmartwienie tegoż Kościoła.