Kryzys i załamanie reputacji Kościoła katolickiego w Polsce wywołują zaniepokojenie nie tylko u osób z tą instytucją związanych, ale także niezwiązanych z nią, lecz przekonanych o jej dobroczynnej roli w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Pogląd wyrażany przez Jarosława Kaczyńskiego, że poza katolickim systemem aksjologicznym jest w Polsce tylko nihilizm, podzielają niektórzy agnostycy, a nawet ateiści (zgodnie z wolteriańską zasadą "Boga nie ma, ale nie mówcie tego mojemu służącemu, bo mnie zabije i okradnie gdy będę spał"). Podnoszone są więc zasługi Kościoła katolickiego w oporze i wspieraniu oporu przeciw systemowi komunistycznemu. Pomińmy już nawet, że w porozumieniu zawartym w 1950 r. z władzami ten system ustanawiającymi, zwierzchnicy polskiego Kościoła zobowiązali się do zwalczania "żołnierzy wyklętych", tak przez obecną władzę hołubionych ("Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej" - głosi fragment tego porozumienia). Kościół sprzeciwiał się komunizmowi nie dlatego - jak to już dawno ktoś przytomny zauważył - że ten był nieludzki, lecz ponieważ był bezbożny. Zwierzchnik tego Kościoła, czyli prymas Wyszyński, swoimi przedwojennymi pismami wyraźnie wskazywał jakiej Polski pragnie i nie było to państwo demokracji liberalnej, swobód obywatelskich i praw człowieka, lecz "katolickie państwo narodu polskiego". Inaczej mówiąc, Kościół nie był i nie jest przeciwny autorytaryzmowi, lecz autorytaryzmowi sprawowanemu przez inne instytucje niż on lub jemu podporządkowane. To po prostu autorytarna instytucja. Po upadku komunizmu stało się to jasne i pozostaje jasne także obecnie. Powoływanie się więc na udział polskiego Kościoła w obaleniu komunizmu jako uzasadnienie nadawania mu przywilejów w obecnej Polsce, jest wysoce problematyczne. Podobnie jest z odwoływaniem się do rzekomych gwarancji udzielanych przez Kościół katolicki regułom moralnym, bez których grozić miałby nam nihilizm. Z badań historyczno-porównawczych wynika, że niemal na pewno religie jedynie sakralizują, uświęcają reguły współżycia wypracowane przez wspólnoty ludzkie wcześniej i niezależnie od nich. Wystarczy poczytać Biblię czy Koran, by zorientować się, że zawarte w nich, niekiedy bardzo szczegółowe nakazy i zakazy, wynikały z odniesień do warunków życia na Bliskim Wschodzie (wszystkie główne religie pochodzą zresztą z Azji) i w ogromnej większości nie są przez dzisiejszych wyznawców przestrzegane. Te, które pozostały i są nadal zalecane do przestrzegania (np. "złota reguła", w lapidarnej wersji "nie czyń drugiemu - bliźniemu - co tobie niemiłe") albo są uniwersalne i pozareligijne, albo mają słabe osadzenie w świętej księdze (celibat, spowiedź, zakaz antykoncepcji i aborcji itp.). Sugestie, że odejście od religii, a tym bardziej od konkretnego kościoła, oznacza moralny upadek, są niedorzeczne. Chyba, że moralność zostaje sprowadzona do czystości przedmałżeńskiej, codziennej modlitwy i cotygodniowej wizyty w świątyni. W zlaicyzowanych Czechach jest według Eurostatu mniej gwałtów, zbrodni i rabunków niż w Polsce. Przy okazji: Czechy mają w świecie lepszą opinię i więcej szacunku niż Polska. Przywoływany tu już ranking Reputation Institute plasuje Czechy 8 pozycji wyżej (oni 21, my - 29). W pierwszej dziesiątce państw cieszących się najlepszą reputacją nie ma ani jednego z dominującym katolicyzmem (same protestanckie + Japonia). Bez Kościoła można zasłużyć na szacunek skuteczniej niż z nim. Odsetek wierzących i praktykujących w Polsce spada, a wraz z nim liczba zabójstw, rozbojów, kradzieży i gwałtów. To nie jest związek przyczynowy, lecz korelacja zadająca kłam sugestiom, że odchodzenie od Kościoła wpędza w nihilizm, a bezbożność oznacza bezhołowie. Zresztą w całej Europie spada w ostatnich latach liczba przestępstw i czynów karalnych. Ale - pamiętajmy - aborcja do nich (poza Polską i Maltą) nie należy. Na koniec coś zasłyszanego: "Spotkałem nihilistę". "I co ci zrobił?". "Nic".