Poza tym w 1918 r. niepodległość odzyskaliśmy nie tylko my, hasło 100-lecia niepodległości jednoznacznie kojarzy się z Polską tylko w Polsce, a i to nie każdemu. Może warto było pomyśleć o jakichś regionalnych, środkowoeuropejskich obchodach, ale wtedy miejsce i datę trzeba by ustalić kompromisowo niekoniecznie tam i wtedy, kiedy akurat nam najbardziej pasuje. Czy ktoś o tym pomyślał, nie wiem, wspólnego, międzynarodowego świętowania nie ma. Pozostaje nam więc świętowanie we własnym gronie, co tylko... zwiększa problemy. Rozumiem, że zdaniem przynajmniej części z nas warunkiem koniecznym tzw. godnych obchodów było utrzymanie się w 2015 r. koalicji PO-PSL i prezydenta Bronisława Komorowskiego przy władzy. Wtedy mielibyśmy oficjalne uroczystości, być może z rozwinięciem idei orła z czekolady, które opiniotwórcze środowiska zgodnie uznałyby za jedynie właściwe i słuszne w zaistniałej sytuacji. Owa "zaistniała sytuacja" polegałaby zaś na tym, że PiS-owska, czy też szerzej niePOwska Polska by w tych uroczystościach nie uczestniczyła, koncentrując się na - być może imponującym frekwencyjnie - Marszu Niepodległości. A sam PiS tradycyjnie świętowałby w Krakowie. Suweren zdecydował jak zdecydował i obchody 100-lecia niepodległości skomplikował jeszcze bardziej. Oto mamy u władzy środowiska Zjednoczonej Prawicy deklarujące silne przywiązanie do idei niepodległościowych, które szacunek dla ojczystej historii wzniosły na sztandarach bardzo wysoko. I słusznie. Można było więc oczekiwać, że do obchodów tej rocznicy przyłożą się szczególnie. Głośno to zresztą zapowiadały. Jeśli się jednak faktycznie przyłożyły, to... no cóż, wciąż trzymają to w tajemnicy. Zwykle przy takiej okazji staram się dokładnie sprawdzić, co, gdzie i kiedy w danej sprawie mówiono, co zapowiadano, z czego się wycofano. Tym razem nie czuję się do tego zobowiązany, bo mogę przez chwilę być obywatelem normalnym, nie skrzywionym informacyjnie, do którego władza państwowa z takimi informacjami powinna po prostu dotrzeć. Na razie nie dotarła. Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego? Nie wykluczam, że ma w rękawie jeszcze jakieś asy, które nas ucieszą, dadzą nam jakąś satysfakcję, ale... przypuszczam, że wątpię. Pozostaję otwarty na ewentualne pozytywne zaskoczenie, ale zachodzę w głowę, jak to możliwe, że wygląda to tak, jak wygląda... Nie mam oczywiście wątpliwości, że opozycja totalna w żadnych obchodach - nawet dobrze pomyślanych - udziału, by nie wzięła. Od pamiętnych negocjacji koalicyjnych w 2005 roku wszystko u nas postrzegane jest w kategoriach POPiS-owej rywalizacji. W tej poetyce zysk jednych jest zawsze postrzegany jako strata drugich i odwrotnie. Jeśli przy innych okazjach nie udawało się tego przełamać i tym razem się nie uda. Trudno jednak w tym konkretnym przypadku mieć pretensje akurat do opozycji. Jeśli na pojednawcze gesty nie ma ochoty, to trudno, akurat w tym wypadku piłka jest po drugiej stronie boiska. I tyle. A jeśli pyta wprost na co poszły przeznaczone na to Święto pieniądze, to trzeba jej będzie odpowiedzieć. Owszem mogłaby przy okazji usilnie nie promować za granicą zakłamanego wizerunku współczesnej Polski i Polaków, ale najwyraźniej nie jest w stanie się powstrzymać, inaczej nie potrafi. Nie dziwi mnie nawet szczególnie niechęć do włączania się rządzących w Marsz Niepodległości. Niespodzianką byłoby, gdyby zdecydowali inaczej. Dystansowanie się od tej inicjatywy przydało się PiS-owi w opozycji, nie zaszkodziło u władzy, a chęć by Marsz wykorzystać w dalszej, nie waham się użyć tego słowa, antypolskiej kampanii, wewnątrz i na zewnątrz kraju jest nader oczywista. Może i nie warto ryzykować. Szkoda tylko, że zwyczajni uczestnicy Marszu, w przygniatającej większości demonstrujący tam jak najbardziej patriotyczne emocje, którzy są zresztą tak naprawdę sprawcami jego sukcesu, nie mogą czuć z tego powodu pełnej satysfakcji. Może kiedyś. Może nawet niedługo... Pozostaje nam się zastanowić, co w faktycznie "zaistniałej sytuacji" sami możemy zrobić. Mam wrażenie, że nas tu, jako obywateli, zostawiono samym sobie i trochę we własnym zakresie musimy sobie na pytania o świętowanie niepodległości i samą niepodległość odpowiedzieć. Jakkolwiek wielką bym miał ochotę do samego świętowania, wszyscy przecież zdajemy sobie sprawę, jak istotne jest teraz myślenie o tym, co dalej. Jak tę niepodległość umacniać? Jak budować wokół niej coraz szerszą przestrzeń narodowej zgody? Jak sprawić, żeby nam się chciało chcieć? I co zrobić, żebyśmy uzgodnili, czego właściwie chcemy? Kancelarie Premiera i Prezydenta oficjalnie zachęcają do śpiewania 11 listopada w południe Mazurka Dąbrowskiego. Kibice na meczach reprezentacji w siatkówce, czy piłce nożnej udowodnili już wielokrotnie, że lubimy to i potrafimy publicznie robić. Może więc choćby i pod nosem możemy się w tę akcje włączyć wszyscy. Ponad podziałami. To, że często trudno nam się dogadać, dość wyraźnie "widać, słychać i czuć", ale żyjemy w Niepodległej i wciąż jeszcze możemy się tu różnić, możemy mówić, czasem śpiewać to, co chcemy. Doceńmy to i nie pozwólmy, by ktoś z zewnątrz nam to odbierał. Tu wciąż jedni mogą śpiewać "mój jest ten kawałek podłogi", inni że "ludzi dobrej woli jest więcej", jeszcze inni, że "jest super, więc o co ci chodzi", a następni, że "jeszcze będzie normalnie". I to właśnie jest normalne. Sens tego całego jubileuszu leży w tym, by przypomnieć sobie, jakie to cenne, że te ważne dni, "których jeszcze nie znamy", wciąż zależą od nas samych... Nieprzypadkowo o Narodowym Święcie Niepodległości piszę przy okazji Uroczystości Wszystkich Świętych. My, Polacy, doskonale wiemy, że wartość wolności i niepodległości szczególnie widać na cmentarzach. Zawsze mieliśmy zwyczaj zapalać lampki nie tylko na grobach najbliższych, ale i tych, którzy zginęli "za waszą i naszą". Tym razem będzie tak samo. A może i bardziej. Tak zaczniemy świętowanie niepodległości, którego nikt nie będzie w stanie nam popsuć.