Sytuacja w kraju nie jest dziś lepsza, niż była jeszcze tydzień temu, a większość wyborców, głosujących w niedzielę postąpiła inaczej, niż nakazywał zdrowy rozsądek. Wygląda zresztą na to, że przynajmniej do pewnego stopnia ta większość... nie miała wyjścia. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości nie mieli poza partią Jarosława Kaczyńskiego żadnego wyboru i mimo, że zdawali sobie sprawę z umiarkowanych szans na zwycięstwo, poparli prezesa, bo tylko jemu ufają. Chcieli zagłosować przeciwko ekipie Tuska, chcieli ochronić kraj przed niepewną przyszłością, chcieli dać wyraz przywiązaniu do tradycji i uszanować pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej. Takie przekonania nie dawały im żadnej możliwości manewru. Wyborcy Platformy Obywatelskiej przede wszystkim nie cierpią PiS-u. Też nie mieli wyjścia. Mogli zagłosować tylko na obecną koalicję, bo ona chroni ich przed powrotem PiS-u do władzy. Czy są zadowoleni z dotychczasowych rządów PO i PSL? Muszą być. Zbyt wiele zainwestowali w "politykę miłości", by teraz z niej zrezygnować. Niechętnie przyznają, że owszem, to i owo mogło być w ciągu tych czterech lat zrobione lepiej, ale jeśli coś się nie udało, to przecież wina PiS-u. Pierwszych niektórzy nazywają "pesymistami", którzy potrafią tylko "kwękolić", drugich "optymistami", którzy z nadzieją patrzą w przyszłość. Jeśli prawdą jest to, co piszą brytyjscy naukowcy, optymistów jest wśród nas więcej i być może tym właśnie można wytłumaczyć ich wyborczą przewagę. Oczywiście optymizm - tak silnie ostatnio u nas promowany - tylko na pierwszy rzut oka wygląda na cechę jednoznacznie pozytywną. Okazuje się bowiem do pewnego stopnia ślepy. Ogłoszone właśnie wyniki badań wspomnianych brytyjskich psychologów pokazują w jaki sposób nasz mózg sprawia, że jesteśmy optymistami. Okazuje się, że... mniej uwagi poświęca obróbce złych wiadomości. Podświadomie nie chcemy słuchać niedobrych wieści i nie chcemy brać ich pod uwagę. Jeśli jesteśmy optymistami, nasz mózg za nas zajmuje się tą selekcją. O optymistach mówi się czasem, że są po prostu nie dość dobrze poinformowani i najwyraźniej, coś w tym jest. Obie grupy i ich przywódców czekają teraz poważne wyzwania. "Pesymiści" muszą za wszelką cenę pielęgnować w sobie pozytywne myślenie, by wierzyć, że mimo kolejnych porażek i do nich los się uśmiechnie. Z kolei "optymiści", mimo wygranej, będą się musieli zmierzyć z faktami, o których nie chcieli słyszeć. Z jednej strony, prezes PiS nie ma wyborcom, którzy na niego nie głosują, niczego optymistycznego do zaoferowania, z drugiej strony szef Platformy ma swoim wyborcom do przekazania sporo mało optymistycznych wieści. Wchodzimy w czasy silnego deficytu pozytywnego myślenia, kto wie, do czego nas to doprowadzi. Wszystko wskazuje na to, że będziemy się musieli zmierzyć z informacją, że "budżet jest nagi". Trzeba coś zrobić, by przy okazji nie okazało się, że naród jest... goły i bosy. PS: Nie piszę tu o wyborcach PSL i SLD, bo to stałe elektoraty. Nie piszę też o wyborcach RPP, bo... chcę pozostać delikatny... Grzegorz Jasiński - RMF FM