To szczególny czas. Nigdy tak wielu dziennikarzy nie mówi równocześnie tak wiele o czymś, o czym wiedzą tak mało. I także nikomu to nie przeszkadza. W świecie pełnym przecieków czulibyśmy się wręcz oszukani, gdyby i zza Spiżowej Bramy coś w trakcie konklawe wyciekło. Jesteśmy więc skazani na domysły. I dym. Dobrze, że choć próby bardziej zdecydowanego określenia barwy dymu w tym roku wyraźnie się powiodły. Przynajmniej jeśli chodzi o czarny dym. Jak będzie z białym, zobaczymy. Twierdzenie, że cały świat czeka na biały dym, byłoby zapewne przesadą, ale ponad wszelką wątpliwość można przewidywać, że wpływ nowego papieża będzie wykraczał daleko poza świat katolicki. Tak to już jest, że żyjemy w erze globalizacji, która sprawia, że społeczeństwa stają się systemem naczyń połączonych. To, co dotyczy jednych wspólnot, w pewien sposób dotyka też innych. Oczekiwaniom na wybór nowego papieża towarzyszą różne nadzieje, w tym nadzieje na umocnienie Kościoła katolickiego i nadzieje na jego rychły upadek. Nie będę ukrywał, że spodziewam się raczej spełnienia tych pierwszych. Tym, którym z Kościołem nie po drodze i oczekują rewolucji - jak mawiał pewien znajomy ksiądz - dobrze życzę, ale źle wróżę. Nie dostaną tego, czego by chcieli, choć to właśnie oni, szczególnie wiele mówią o tym, co papież powinien zrobić. To jednak oczekiwania ludzi, którzy źle Kościołowi życzą. A Kościół, by trwać, musi pozostać sobą. Ci, którzy życzą mu dobrze, też zastanawiają się nad tym, co jest potrzebne. Ale nasze twierdzenia nie wyjdą raczej poza garść dość oczywistych deklaracji. Z pewnością Kościół potrzebuje nowej ewangelizacji, koniecznej w obliczu kryzysu wiary w Europie. To oczywiście bardzo europocentryczne podejście, ale można oczekiwać, że procesy laicyzacji wcześniej czy później pojawią się także na innych kontynentach, trzeba umieć na nie reagować. W Europie Kościół z pewnością będzie chciał przedstawić propozycję ludziom młodym, tak często teraz bezrobotnym, sfrustrowanym i poważnie rozczarowanym rzeczywistością. Nie ma wątpliwości, że nowy papież musi skutecznie zająć się reformą Kurii Rzymskiej, tak by uporządkować sytuację, o której dość powszechnie mówi się, że jest kryzysowa. Czy te problemy były podstawową przyczyną ustąpienia Benedykta XVI nie wiemy, ale tak czy inaczej - wierni i opinia publiczna zasługują na wyjaśnienia. Nowy papież będzie musiał odnaleźć się w dialogu z innymi wielkimi religiami. Ten dialog, zwłaszcza w Afryce i Azji nie będzie łatwy, bo tam ścierają się wpływy katolicyzmu choćby z islamem. Kolejna sprawa to głośne skandale, czy to pedofilskie, czy finansowe. Świat oczekuje, że te sprawy zostaną wyjaśnione, a mechanizmy zapobiegające ich powtórzeniu będą skuteczne. Są oczywiście też postulaty daleko idącej modernizacji doktryny Kościoła w takich, czy innych sprawach, choćby obyczajowych. Najczęściej jednak właśnie te żądania płyną spoza Kościoła. Nie zmienia to jednak faktu, że przydałoby się, by nowy papież, podejmując decyzje potrafił jasno przedstawić światu argumenty, które za nimi stoją. Pouczający przykład tego, jak złudne mogą być prognozy co do tego, kto z kardynałów może być skłonny do reform, a kto będzie raczej utrzymywał status quo przynoszą opublikowane w 2010 roku wyniki badań profesor Melissy Wilde z Uniwersytetu Pensylwanii. Analiza głosowań biskupów uczestniczących w II Soborze Watykańskim pokazała jak istotny wpływ dla wprowadzonych wtedy reform Kościoła miało oddziaływanie innych instytucji religijnych, szczególnie widoczne tam, gdzie Kościół katolicki tracił swoją dominującą pozycję. Być może więc największymi reformatorami mogą być tym razem jednak, pozostający pod presją laickiego otoczenia, kardynałowie z Europy? Czy nasze listy oczekiwań wobec nowego papieża są trafne, kompletne, czy dotykają problemów prawdziwych, czy tylko wydumanych, nie wiemy. Tym bardziej nie wiemy, który z papabili byłby w stanie im sprostać. Jesteśmy jednak w o tyle lepszej od kardynałów sytuacji, że nie my dokonujemy wyboru. My tylko z nadzieją wypatrujemy bielszego odcienia dymu. Grzegorz Jasiński - RMF FM