Roślina wydaje się dość biernym, niewadzącym nikomu stworzeniem, a mimo to, kiedy ktoś ją podgryza próbuje się bronić, nawet uciekając się do podsłuchu. Dlaczego obywatele mieliby zachowywać się inaczej? Jeśli już w ręce i uszy wpadły im zapisy wątpliwej treści rozmów, z których wynika, że urzędnicy partyjni, czy państwowi mogą chcieć wygryźć ich z prawa do suwerennego wyboru władzy (bo do tego w końcu sprowadza się sugestia, że trzeba podjąć nadzwyczajne środki, by do władzy opozycji nie dopuścić), dlaczego mieliby udawać, że nic się nie stało. Żeby było jasne. Nie jestem wielbicielem podsłuchów. Nie lubię ich słuchać, ani czytać nawet, jeśli kompromitują się na nich ludzie, których nie uznaję za godnych szacunku. Tak już mam. Tyle, że w ocenach wypada się tu postarać o choćby minimum konsekwencji. To samo środowisko, które kiedyś nagradzało dziennikarzy, uczestniczących w aferze taśm Renaty Beger, teraz nazywa podsłuchy największym złem. C'mon. No coś trzeba się zdecydować. To samo środowisko może też samo podsłuchać i nagrać prywatną rozmowę lokalnej urzędniczki, usłyszeć tam słowo "żydostwo", donieść na urzędniczkę do jej przełożonych i doprowadzić do jej dymisji. Kiedy jednak przy innej okazji usłyszy słowo "murzyńskość" z ust wspieranego, wysokiego urzędnika państwowego w prywatno/służbowej rozmowie, podsłuchanej i nagranej przez kogo innego... oburzy się, że go nagrano. I próbuj tu człowieku dopatrzyć się jakichś standardów. Nie dopatrzysz się, bo właśnie o brak standardów tu chodzi. A dokładnie o to, by w zależności od sytuacji ustanawiać własne standardy i narzucać je innym. To, że w polskim życiu publicznym 2014 roku mogą tak aktywnie uczestniczyć ludzie wprost propagujący i usprawiedliwiający moralność Kalego, to ponury "dorobek" ostatniego ćwierćwiecza. Wszystko to pokazuje, że III RP to nie jest kraj dla przyzwoitych ludzi. To nie jest kraj, w którym obowiązywałyby nie tylko równe dla wszystkich szanse i reguły gry, ale w którym w ogóle obowiązywałaby jeszcze prawda. Środowiska liberalne w pędzie relatywizacji, potrafią przekręcić dla swej korzyści już dokładnie wszystko. Z trzech prawd księdza Tischnera, w tworzonej przez nie rzeczywistości, pozostała nam już tylko ta trzecia. Tyle, że bez uniwersalnych prawd, do których można się odwołać, bez odpowiedzialności za słowa i czyny, demokracja przekształca się w swoją własną parodię. Coraz szybciej. Zadałem sobie trud przeczytania tekstu sztuki "Golgota Picnic", by - jak to mówią - nie protestować wobec czegoś, czego nie znam. I co? I zgadzam się z tymi, którzy owe "dzieło" uznają za bełkot. Nie ma w nim nic intelektualnie atrakcyjnego dla nikogo poza prywatnymi "wrogami Pana Boga". I nie zamaskują tego rzekomo erudycyjne odwołania do dzieł malarstwa, czy muzyki. Nie ma powodu, by wszyscy Polacy, z własnych podatków, mieli takie przedsięwzięcie finansować. Nigdzie nie jest też powiedziane, że domaganie się szacunku dla rozmaitych mniejszości zwalnia z obowiązku szacunku dla uczuć i przekonań większości. Daje prawo do jej obrażania. Wręcz przeciwnie, tylko szacunek do wrażliwości większości uwiarygadnia starania o tolerancję dla mniejszości. Ci, którzy przeciwko wystawieniu tej "sztuki" protestowali, mieli do tego prawo i nawet u inaczej, niż oni myślących zasługiwali na co najmniej taki sam szacunek, jak ci, którzy domagali się jej prezentacji. To trochę żałosne, że tak trywialne prawdy trzeba dziś w Polsce powtarzać, trzeba się o nie upominać. Ale trudno, takie mamy czasy. Wygląda na to, że przyzwoici ludzie muszą ten kraj odwojować. I przestawić go z głowy na nogi. Nie tylko w swoim własnym interesie, ale dla nas wszystkich, także w interesie części tych, którzy dziś zachowują się nieprzyzwoicie.