Wybory 2015 zamykają dekadę od wyborów 2005 i zgodnie z zasadą, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki powinny wyzwolić nas ze schematu debaty publicznej, który narzucił kiedyś Donald Tusk. Jego odejście na europejskie salony niczego nie zmieniło, bo wybrał Ewę Kopacz dokładnie po to, by w kraju bez niego wszystko działało bez zmian. Schemat ten wbrew oczywistym znakom na niebie i ziemi, że już nie działa, pani premier podtrzymywała do ostatniej chwili. Teraz już dłużej nie musi, nawet jeśli na czele PO pozostanie. Z pewnością zaś nie będzie go podtrzymywać ktoś, kto jej władzę w Platformie zabierze. Jedni są źli i rozczarowani, inni szczęśliwi, jeszcze inni - zapewne większość - obojętni, mamy jednak okazję, by przez jakiś czas spróbować rozmawiać normalnie. PO przez jakiś czas będzie się zajmować głównie sobą, z kolei PiS otwiera pole do dyskusji na wielu frontach, nie tylko tych najgłośniejszych w kampanii wyborczej, ale też innych, choćby gimnazjalnych. Może uda się więc na pewien czas zapomnieć o swoim "politycznym przyporządkowaniu" i zastanowić się, co się naprawdę w różnych sprawach myśli. Moje, niewielkie wciąż, doświadczenie na Twitterze pokazuje, że w praktyce nie sposób ustrzec się tam przed opiniami ludzi bardzo znanych, ale takich, których opinie nas nie interesują. Mechanizm jest prosty, wybierasz i obserwujesz tych z najsłynniejszych i najpopularniejszych twitterowiczów, których opinie chcesz poznać. Równocześnie świadomie nie obserwujesz tych z najsłynniejszych i najpopularniejszych twitterowiczów, których opinie - jak podejrzewasz - są głupie, mogą cię drażnić, albo po prostu są ci obojętne. Niestety, na opinie tych, których świadomie nie obserwujesz i tak jesteś skazany bowiem ci, których obserwujesz rozsyłają je pod ogólnym hasłem, zobaczcie jak ten/ta bredzi. Ok. Rozumiem ten mechanizm, ale liczę, że wraz z czasem upływającym od wyborów będzie on zanikał i przestanie nakręcać niepotrzebne emocje. Są ludzie, których trzeba rozliczyć, albo zapomnieć, ale na miłość boską, nie trzeba ich wciąż cytować. Dajmy sobie z tym spokój i szczękościsk nam minie. Jestem przekonany, że nieco chłodniejszy, a bardziej merytoryczny ton sporów będzie w praktyce sprzyjał rozliczaniu ustępującego rządu i kontrolowaniu tego, który przychodzi, pomoże nam podnieść poziom debaty z ruin, w które w ostatnich latach się obróciła, ułatwi nam koncentrowanie na tym co najważniejsze. Wiem, że się powtarzam, ale czasy przed nami niełatwe, musimy mieć dobry pomysł i na Polskę i na Europę. I będziemy się o ten pomysł gorąco spierać. Większość głosujących w minioną niedzielę Polaków opowiedziała się za zmianą, mam wrażenie, że także zmianą stylu takich właśnie sporów. Styl nie jest bez znaczenia. Wymagajmy od siebie, wykorzystajmy tę chwilę.