Jeśli nie jest nam wszystko jedno, jeśli uczestniczymy w jakiś sposób w życiu kraju, czujemy presję, by się gdzieś w tym sporze ustawić i ustawiamy się niezależnie od tego, czy chcemy, czy nie. Myślę, że jeśli ktoś bardzo nie chce, po ósmej rocznicy tragedii w Smoleńsku będzie mu nieco łatwiej. Odsłonięcie w Warszawie Pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej (nie Katastrofy i nie Zamachu, ale właśnie Tragedii) jest wydarzeniem przełomowym, który moim zdaniem otwiera zupełnie nowy etap pamięci o tym, co się 10 kwietnia 2010 roku wydarzyło. Mam nadzieję, że stopniowo odkryjemy to wszyscy. I ci z nas, którzy przyjęli jego pojawienie się z radością. I ci, którzy go chcieli, ale w tej formie i w tym miejscu ich nie zachwyca. Wreszcie ci, którzy oficjalnie protestują przeciw "samowoli budowlanej", choć wiadomo dobrze, że żadnego smoleńskiego pomnika, nigdzie w centrum Warszawy nie chcieli i nie chcą. Jestem przekonany, że wszyscy, no może prawie wszyscy, dojrzejemy do tego, by ósmą rocznicę choćby pod tym względem docenić. Jarosław Kaczyński mógł sprawę sporu z władzami Warszawy w sprawie pomnika przedłużać. Być może nawet uczynić z niej jeden z atutów kampanii samorządowej, bo oślego antypomnikowego uporu "nie, bo nie" coraz trudniej było bronić nawet wśród osób o dalekich od PiS poglądach. Dobrze, że podjął inną decyzję. I nie jest tu nawet najważniejsze, czy uznał to za krok w kierunku stopniowego wygaszania sporu, czy obawiał się, że PiS w wyborach Warszawy nie odbije i sprawa znów się odwlecze. Wszystko jedno. Pomnik jest. I dobrze, że jest. A jeśli ktoś myśli, że forma pomnika światła na Krakowskim Przedmieściu byłaby lepsza, niech sobie tę swoją myśl przypomni kiedy w przyszłości, w jakiejś innej sprawie, znów pojawi się szansa na jakiś kompromis. I przyjdzie pokusa, by znów tej szansy nie wykorzystać. W sprawie tragedii smoleńskiej oczywiście nie tylko pomnik jest ważny. Ważne jest także poważne potraktowanie śledztwa na jej temat. Myślę, że w ciągu minionych dwóch lat wiele się w tej sprawie zmieniło. Nie zmieniło się jedno, Polska wciąż nie ma wraku tupolewa i jego czarnych skrzynek. To jednak może się zmienić tylko wtedy, gdy polityczne koszty ich przetrzymywania okażą się dla Moskwy zbyt wysokie. Inaczej mówiąc, wtedy, gdy nasi sojusznicy uznają, że wywarcie na Rosję i osobiście prezydenta Putina presji w tej sprawie jest dla nich korzystne. Czy to nastąpi i kiedy, oczywiście nie wiem. Może nigdy. A może doświadczenia związane ze sprawą Skripalów będą tu miały jakieś znaczenie. Coś jednak w sprawie nadrabiania oczywistych zaniedbań uczyniono. Mam na myśli ekshumacje, sekcje zwłok i ponowny pochówek ofiar katastrofy. Zdaję sobie sprawę z wątpliwości i protestów części rodzin, ale uważam, że te działania pozwalają w jakiś sposób nam wszystkim upewnić się, że rosyjskie zaniedbania nie będą miały wpływu na miejsca ich ostatecznego spoczynku. Decyzja o nieotwieraniu trumien w Polsce i nieprzeprowadzaniu sekcji zwłok była niezrozumiała i sprzeczna z wrażliwością wielu rodzin ofiar, wielu zwykłych Polaków. Dokończenie tej procedury, podobnie jak budowa pomnika, będą miały znaczenie dla obniżenia poziomu emocji. To nie oznacza, że kampania pogardy sprzed katastrofy i traktowanie potem tragedii jak "włamania do garażu" ulegną zapomnieniu. Nie ulegną. Jeśli prokuratura znajdzie powody, by komuś postawić zarzuty, to postawi. Jeśli nie, będziemy musieli z tym żyć. O obniżenie poziomu emocji trudniej w tym, co dotyczy ostatecznego ustalenia przyczyn katastrofy. Na razie mamy przyczyny prawdziwe według opinii jednych i prawdziwe w opinii innych. Czy możliwe jest ustalenie tych naprawdę prawdziwych, czy choćby... możliwych do przyjęcia dla wszystkich? Dla "sekty pancernej brzozy" odejście od oficjalnej wersji nawet na milimetr jest nie do przyjęcia. I to się nie zmieni. Opublikowanie przez podkomisję Antoniego Macierewicza raportu technicznego na temat katastrofy smoleńskiej też przemówiło głównie do już przekonanych. Myślę, że podkomisji i prokuraturze trzeba dać jeszcze spokojnie działać, być może badania próbek prowadzone za granicą coś nam jeszcze wyjaśnią. Jeśli nie, pozostaniemy z dwiema prawdami. Antoni Macierewicz zapowiada, że w sprzyjających okolicznościach są szanse na ogłoszenie ostatecznego raportu za rok. Może się zdarzyć, że nikt go już szczególnie niecierpliwie wyczekiwał nie będzie. Nie mówię, że to dobrze, ale... życie toczy się dalej. Prawda w końcu zwycięży. Może jeszcze nie teraz...