Zbliża się 5. rocznica naszej narodowej tragedii i pan prezydent zdaje sobie sprawę ze związanych z tym zagrożeń. Na wszelki wypadek chce więc wytrącić potencjalnym przeciwnikom jego reelekcji argument, jakoby nie uczynił nic dla upamiętnienia ofiar katastrofy tupolewa. Dlatego sam, albo za namową doradców, postanowił pozytywnie odpowiedzieć na apel, który sam, albo prawie sam, do siebie skierował. Tym bardziej, że taka pozytywna odpowiedź nie niesie przecież żadnych konkretnych zobowiązań. Pan prezydent ma oczywiście rację. Sprawa Smoleńska stanowi zagrożenie dla jego prezydentury. Stanowi zresztą zagrożenie dla całego układu rządzącego Polską. Afery hazardowe czy podsłuchowe można zamieść pod dywan, niedotrzymane obietnice przemilczeć, nieudolność przypudrować propagandą. Smoleńska nie da się zapomnieć. Nie mam wątpliwości, że podstawowym dla Donalda Tuska argumentem za pozostawieniem po sobie na stanowisku premiera Ewy Kopacz nie były jej osobiste zalety ani legendarna wręcz lojalność. Kluczowe znaczenie miał fakt, że była minister, a potem marszałek Sejmu, to druga po Donaldzie Tusku osoba najbliżej związana z decyzjami rządu dotyczącymi śledztwa smoleńskiego. Jeśli były premier chciał upewnić się, że jego następcy nigdy nie przyjdzie do głowy zmiana linii w sprawie tragedii smoleńskiej, nie mógł wybrać nikogo innego. W tej bowiem sprawie nowa premier nigdy nie będzie w stanie odseparować się od byłego premiera. Ani na metr. Nigdy. Czas jednak nie stoi w miejscu i nieznośnie weryfikuje sądy, twierdzenia i zapewnienia z przeszłości. Rosja pokazała już, że nie jest wiarygodnym partnerem pod żadnym możliwym względem, tym bardziej żałośnie wyglądają niegdysiejsze twierdzenia, że po 10 września takim partnerem była. Szczątki wraku leżą, gdzie leżały, pomnika na miejscu nie ma i zapewne nie będzie. Ani o jednej, ani o drugiej sprawie nie ma zresztą z kim po rosyjskiej stronie rozmawiać. Rząd zapewniał, że to ówczesna wyważona postawa wobec Rosji dała mu wiarygodność, gdy wobec kryzysu ukraińskiego trzeba było zaostrzyć kurs. To śmieszne. W kontaktach z Rosją nie uprawiał żadnej racjonalnej polityki, tylko trząsł portkami licząc, że jakoś to będzie. Gdyby taktyka wobec Moskwy była wynikiem przenikliwości i dalekowzroczności polskiego rządu, budowa gazoportu zostałaby dawno zakończona. A tak, wyraźnie widać, że Donald Tusk po prostu nie był w stanie podjąć stanowczych działań, by się od możliwych moskiewskich nacisków uniezależnić. Po tragedii malezyjskiego boeinga nad wschodnią Ukrainą świat zobaczył już to, o czym rozumni ludzie w Polsce wiedzą od wieków. W sprawach dotyczących Rosji nie ma niemożliwego, nie ma kłamstw, które nie mogą być wypowiedziane, choćby i w żywe oczy. Powoli przebija się do świadomości elit Zachodu, przynajmniej tych bardziej myślących i mniej skorumpowanych, że polskie obawy wobec Rosji nie są objawem żadnej rusofobii, tylko realizmu. I choć polski rząd przez ostatnie lata wiele uczynił, by broń Boże na drodze resetu Zachodu w stosunkach z Moskwą nie stanąć, po resecie - także w publicznej świadomości - nie pozostał już żaden ślad. W tej nowej sytuacji rośnie znaczenie III Konferencji Smoleńskiej (początek 20 października 2014 r.). Pierwszych dwóch konferencji nie udało się salonowym mediom całkowicie przemilczeć, więc tym bardziej istotne będą wnioski i dowody, które pojawią się tym razem. Ogólny kontekst, w jakim będą prezentowane, wewnętrzny i międzynarodowy, istotnie się zmienił. Jestem przekonany, że referaty będą bacznie obserwowane także przez tych, którzy nigdy by się do tego nie przyznali. Kto wie, może niektóre argumenty trafią na bardziej podatny grunt. Czy przybliżą nas do prawdy? Zobaczymy. PS. Informacja, że ABW zatrzymała oficera Wojska Polskiego, który od wielu miesięcy był podejrzewany o szpiegostwo na rzecz Rosji, z pewnością postawi stosunki polsko-rosyjskie w nowym świetle. Będzie ciekawie.