Badacze z Uniwersytetu Stanforda twierdzą bowiem na łamach najnowszego numeru "Psychological Science", że na sam widok czyjegoś rozgniewanego oblicza nasz mózg przystępuje do procesu powtórnej oceny sytuacji i tłumaczy sobie przyczyny tego rozdrażnienia tak, by dotyczyły nas jak najmniej. Inaczej mówiąc, na widok kogoś, kto się gniewa, nasz mózg podświadomie próbuje wyjaśnić owo zagniewanie czymkolwiek, byle nie naszą winą. Działa to mniej więcej tak. Patrząc na czyjeś negatywne emocje natychmiast wyobrażamy sobie, że ten ktoś miał po prostu zły dzień, uciekł mu ukochany pies, albo dowiedział się że ma raka. Wszystko jedno co, byle nie miało z nami nic wspólnego. Zdaniem psychologów, w naszej głowie odbywa się nawet pewnego rodzaju wyścig między negatywnymi emocjami, które ogarniają nas na widok czyjejś złości i staraniami mózgu, by się nimi nadmiernie nie przejmować. Opisane w "Psychological Science" badania aktywności mózgu ochotników, którym pokazywano fotografie zagniewanych obcych osób, potwierdziły, że wystarczyło dopisać sobie do ich emocji jakieś neutralne wytłumaczenie, by za kolejnym razem nie odczuwać już na ich widok specjalnych emocji. Jeśli to wszystko prawda, czyż nie przyszedł właściwy czas, by przyjrzeć się też obliczom rozmaitych "oburzonych". Oburzonych na rzeczywistość, kapitalizm, tradycję, patriotyzm, zaściankowość, cokolwiek. Od pewnego czasu policja dokładnie przygląda się środowiskom kibolskim, mam nadzieję, że przyjrzy się też chuliganom po "postępowej" stronie. Chętnie dowiemy się kim są, jakie są prawdziwe przyczyny ich zagniewania. W końcu trzeba mieć w sobie niemało złości, by blokować legalny marsz w Dzień Niepodległości i wielu tysiącom normalnych ludzi uniemożliwiać jego godne świętowanie. Mam również nadzieję, że policja przyjrzy się "zagniewanym" w swoich własnych szeregach, by następnym razem po cywilnemu nie bili i nie kopali przypadkowych ludzi. Może dla dobra tego ogólnego "przyglądania się", warto po obu stronach zdjąć kominiarki. Jeśli się tego nie zrobi, wszyscy możemy mieć kolejny "zły dzień" i to znacznie wcześniej, niż 11 listopada przyszłego roku. Złe emocje były, są i będą w nas w przyszłości, ale ich prowokowanie i rozniecanie we własnych, czy cudzych szeregach to droga donikąd. Chyba, że komuś zależy na Niepodległej, ani biało-czerwonej, ani kolorowej, tylko żadnej. Grzegorz Jasiński - RMF FM