Zanim jednak przejdę do tematu słodzenia rozumianego jako nieuzasadnione pochwały, zatrzymajmy się na pierwszym, potwierdzonym właśnie naukowo stwierdzeniu. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles piszą o nim w najnowszym numerze czasopisma "Journal of Physiology". Swoje doświadczenia przeprowadzili na szczurach, ale jak powszechnie wiadomo chemia mózgu tych zwierząt jest na tyle podobna do naszego, że obserwacje można z dużym prawdopodobieństwem uznać za aktualne i u człowieka. Przed rozpoczęciem eksperymentów szczury nauczono, jak pokonywać labirynt. Potem podzielono je na dwie grupy. Obie otrzymywały w wodzie znaczną ilość syropu. Szczury z drugiej grupy dodatkowo jednak dostawały w pożywieniu kwasy tłuszczowe omega-3, o których wiadomo, że wspomagają prawidłową pracę mózgu. Po sześciu tygodniach sprawdzono jak szczury pamiętają drogę przez labirynt. Okazało się, że te z pierwszej grupy radziły sobie zdecydowanie gorzej, natomiast dodatek kwasów omega-3 znacznie zmniejszył szkodliwe działanie fruktozy w przypadku szczurów z grupy drugiej. Tani i bardzo słodki syrop glukozowo-fruktozowy, powszechnie używany w przemyśle spożywczym, od dawna już nie ma dobrej opinii. Uważa się, że jego stosowanie przyczyniło się do powstania plagi otyłości, zwiększyło też ryzyko cukrzycy i chorób związanych z podwyższonym poziomem cholesterolu. Teraz okazuje się, że fruktoza w tej postaci zaburza działanie neuronów, utrudnia uczenie się i zapamiętywanie. Można się pocieszać faktem, że kwasy omega-3 pomagają, trudno jednak zagryzać każdy łyk słodzonego napoju łososiem, czy garścią siemienia lnianego. Trzeba się z syropem po prostu rozstać. Zanim będzie za późno. W pewnej przenośni przydałoby nam się też ograniczenie "słodzenia" w życiu publicznym. Bo ono też utrudnia myślenie. Ok, czasem dla poprawy samopoczucia można ograniczyć ilość goryczy, którą mamy sobie do przekazania, ale pochlebstwa, klepanie po plecach i pewne formy niekoniecznie politycznej poprawności na dłuższą metę przynoszą więcej szkody, niż pożytku. Nadmiar słodyczy dla "swoich" prowadzi dokładnie do tego samego, co syrop z kukurydzy, do ogłupienia, do utraty orientacji. Powstrzymam się przed przytaczaniem historii z jakże bogatego w odpowiednie przykłady naszego życia politycznego. Wszyscy je znamy, choć często nie zgadzamy się co do ich interpretacji. Ale popatrzmy na przypadek jak najdalszy od naszych codziennych doświadczeń. Badania przeprowadzone w szkołach kilku stanów wschodniego wybrzeża USA przez psychologów z Uniwersytetu Rutgers-Newark pokazały, że dzieci pochodzące z mniejszości, a więc afroamerykańskie i latynoskie mają znacznie większe szanse na pochwałę ze strony nauczycieli, niż ich biali koledzy. Samo w sobie nie jest to problemem, kłopot zaczyna się wtedy, gdy przeanalizuje się do czego te dobre chęci nauczycieli prowadzą. Okazuje się, że uczniowie poddani takiej "pozytywnej dyskryminacji" uczą się słabiej, niż inni. Mniej krytyki, więcej pochwał oznacza w ich przypadku mniejszą motywację i gorsze wyniki. Co najciekawsze, nauczyciele zachowują się tak nie tylko bezpośrednio wobec ucznia, ale i przy ocenie jego prac pisemnych. To jednak przedstawicielom mniejszości nie pomaga. W przeszłości słabsze wyniki uczniów z rodzin afroamerykańskich, czy latynoskich tłumaczono słusznie gorszymi warunkami materialnymi i przejawami rasizmu, teraz okazuje się, że na przeszkodzie ich edukacji może stanąć też... wybujała poprawność. I jak tu nie upominać się o odrobinę orientacji? Grzegorz Jasiński - RMF FM