Mimo to swoim wątłym głosem chcę się nadal przeciwstawiać, bo uważam, że społeczność, która nie potrafi już zjednoczyć się nawet w obronie przed czymś takim, dowodzi swojej istotnej słabości, a nawet początków rozkładu. Skandalicznych słów padło w Polsce w ostatnich latach wiele, stanowczo zbyt wiele. Może to dobra okazja, by zauważyć, że nie tędy droga. To, co w owej sprawie właśnie się dzieje, w Ameryce określa się słowem "spin", a u nas terminem "odwracanie kota ogonem". Jedno i drugie oznacza próbę przekucia porażki w zwycięstwo, błędu w sukces, kompromitacji w prowokację. Jeśli ktoś mówi słowa, które dotykają już nie tylko osób bezpośrednio wspomnianych i niczemu nie winnych, ale powszechnie rażą też osoby postronne, które miały tylko przykrość się o tych słowach dowiedzieć, to nie sposób całej sytuacji określić innym mianem niż totalna porażka. Koniec. Kropka. To, co nie jest ani mądre, ani śmieszne, ani błyskotliwe, tylko wręcz przeciwnie, prostackie i chamskie, pozostaje takim bez względu na to, jak wielu ludzi będzie teraz chciało tę ocenę relatywizować. Tu ani spin, ani odwracanie kota ogonem nie pomoże. Ulubiony wytrych w postaci twierdzeń o rzekomej "prowokacji", obrażającej tylko tych mało inteligentnych, którzy jej nie rozumieją, pozostaje już tylko nadużywanym chwytem. Mam wrażenie, że nie po raz pierwszy ci panowie dali debacie publicznej w Polsce w twarz. I to w tej akurat sprawie aż dwa razy. Pierwszy raz, kiedy popisali się swoim poczuciem humoru i sprawili, że takie stwierdzenia znalazły się nagle w publicznym obiegu. Drugi raz, kiedy zaczęli twierdzić, że tak naprawdę przedrzeźniają "polskiego chama". Nie wiem, jak wielką grupę Polaków do owych chamów zaliczają, ale sądząc z ich dobrego mniemania na swój temat musi to być grupa dość liczna. Jak już kilku internautów zauważyło, zaskakująco dobrze jednak zdają się rozumieć sposób myślenia owej grupy, co nasuwa pewne podejrzenia, co do jej dokładnej lokalizacji na mapie naszego społeczeństwa. Ich wynurzenia wprowadziły tym razem w osłupienie zdecydowaną większość z nas, bez względu na przynależność grupową i podziały związane z taką czy inną opcją polityczną. I owo osłupienie chciałbym uznać za zdrowy i optymistyczny objaw. Za dowód na to, że choć ogłupieni do pewnego stopnia poprawnością polityczną, wciąż jednak potrafimy zauważyć, że pewnych rzeczy się nie robi, że tego i owego po prostu nie wypada, że są słowa, których zaakceptować się nie da. Sam osobiście nad poprawność polityczną, która wybiera kogo chronić, a kogo nie, przedkładam właśnie owo staroświeckie przekonanie, że... nie wypada. Bardzo proszę, by kiełkującego w tym przypadku powszechnego wrażenia, że jednak są granice, których się nie przekracza, nie deptać. A nuż się odrodzi. Grzegorz Jasiński, RMF FM