Ja rozumiem, że rzecznicy gender chcieliby tylko pozytywnej dyskusji na swój temat, ale tak się niestety nie da. Może źle rozumiem ogólne przesłanie gender - jeśli tak, proszę mnie poprawić - ale mam wrażenie, że chodzi głównie o to, że nie ma żadnych z góry narzuconych różnic między płciami i każdy człowiek ma prawo swobodnie wybierać, kim chce być. I jedno, i drugie to bzdura. Pierwsze z przyczyn biologicznych, drugie społecznych. Rzecznicy gender na szczęście przyznają jeszcze, że owszem, kobiety i mężczyźni różnią się od siebie fizycznie, ale ich zdaniem owe różnice nie powinny nam przesłaniać tego, że w gruncie są sobie równi. Tu zgoda, z całą pewnością jesteśmy równi, tyle że nie znaczy to, że tacy sami. Uporczywe twierdzenie, że mózg mamy identyczny i to społeczeństwo przez swą presję "wtłacza" nas w określone role społeczne, jest sprzeczne z wynikami badań naukowych. Choćby tymi opublikowanymi wczoraj, pokazującymi, że mapy połączeń nerwowych w mózgu kobiet i mężczyzn się różnią, a różnice te dość dobrze tłumaczą stereotypowe opinie o atutach i słabościach każdej płci (czytaj: Kobiecy i męski mózg działają inaczej). Wygląda na to, że te różnice pomagają nam się uzupełniać, dlatego tezy o braku biologicznie narzuconych różnic płci są też sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Interes człowieka jako istoty społecznej wymaga, by mężczyźni i kobiety jak najlepiej ze sobą współpracowali i wychowywali jak najwięcej dzieci. To gwarantuje przetrwanie gatunku. Żeby było śmieszniej, ta zasada powinna być dla nas jasna bez względu na to, jakie wyznajemy poglądy. Czy widzimy w tym realizację boskiego planu, czy działanie zwykłej, beznamiętnej ewolucji, to cel istnienia kobiet i mężczyzn jest ten sam. I równie silne są powody, dla których przedstawiciele obu płci nie powinni być tacy sami. Męsko-damskie relacje zapewne nigdzie na świecie nie są idealne, ale ideologiczne próby "przekształcania" ich na siłę w imię takiej czy innej ideologii przynoszą więcej szkody niż pożytku. Tym bardziej, że w naszym kręgu kultury chrześcijańskiej i tak nie są z punktu widzenia kobiet najgorsze. Biblia miała bowiem dla podniesienia statusu kobiet bardzo istotne znaczenie. Można temu na siłę zaprzeczać, ale z wykazaniem tego gdzie niby jest lepiej, byłby już kłopot. Nie oznacza to, że nie może być lepiej, a mężczyźni - poza całowaniem w rękę i przepuszczaniem w drzwiach - nie powinni bardziej aktywnie okazywać kobietom wsparcia i szacunku. Problem w tym, jak ich do tego skłonić. Ruchy feministyczne i genderowe miałyby więcej szans na sukces w zrównywaniu praw i obowiązków obu płci, gdyby apelowały głównie do mężczyzn. Nam nigdy dość przypominania, że powinniśmy być lepsi. I mówię to bez drwiny. Niestety, owe ruchy nastawione są przede wszystkim na tworzenie nowej kobiety i właśnie dlatego mogą wpędzić nas w poważne kłopoty. Kobiety jakoś zawsze umiały sobie w niełatwych i nierównych warunkach radzić. Czy nie ryzykujemy, że pod wpływem dobrych rad te intuicyjne zdolności stracą? Jeśli ktoś jeszcze pamięta, jak "oświecone" kręgi przyjmowały kilka lat temu dyskusję o becikowym, doskonale wie, że o żadnym kryzysie demograficznym nie chciały nawet słuchać. Teraz, kiedy ów kryzys dobił się już do powszechnej świadomości, w żaden sposób nie chcą przyznać się do współudziału w wepchnięciu nas na tę równię pochyłą. A wypadałoby zauważyć, że spadek dzietności jest niczym innym, jak jednym ze skutków rewolucji seksualnej. Środowiska te oczywiście nie chcą słyszeć też o tym, że uporczywe młotkowanie umysłów młodych kobiet może je same wpędzić w kłopoty. Masowe pojawienie się mężczyzn, którzy latami gotowi są współzamieszkiwać byle tylko się nie wiązać, nie kupować mieszkania, nie mieć dzieci, nie jest dziełem przypadku. Żadne w tym zaskoczenie, że jeśli mężczyzna może mieć seks bez zobowiązań, bez wyrzutów sumienia i bez konsekwencji, to pod takim projektem na życie obiema rękami się podpisze. Im "nowocześniejszy", tym chętniej. A o dziecku, owszem, pomyśli ewentualnie w chwili, kiedy może być już za późno i kiedy może będzie już "musiał związać się z kimś młodszym". Te wszystkie średniowieczne przesądy, z którymi teraz tak gorliwie się walczy, miały "zmusić" mężczyzn do tego, by mieli dzieci i chcieli je wspólnie z matką wychowywać. Walka o prawa kobiet na modłę europejską wywraca jednak dotychczasowe normy i zastępuje je innymi. Już widać, że to jazda bez trzymanki. Środowiska lewackie nigdy jednak nie przyznają się do błędów. One przecież błędów z natury nie popełniają, a "postęp" jest z definicji dobry i prowadzi ku nowej świetlanej przyszłości. Najchętniej bez religii. W pierwszej kolejności chrześcijańskiej. Środowiska, które usilnie przeszczepiają gender do Polski, muszą się liczyć z tym, że dyskusja nie będzie się odbywała na proponowanych przez nie warunkach. Ślepe kopiowanie wzorców z Zachodu, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ich negatywne skutki są tam już wyraźnie widoczne, byłoby krokiem samobójczym. Musimy racjonalnie się nad swoją przyszłością zastanowić, by nie okazało się, że prawnuczki obecnych bojowniczek postępu kiedyś nie będą już miały żadnego prawa wyboru i będą musiały chodzić w burkach. Grzegorz Jasiński, RMF FM