Unia Europejska, do której z takim zapałem i nadzieją przystępowaliśmy, nie jest oczywiście organizmem tak nam bliskim, byśmy mieli odejść dziś przed południem od swoich zajęć i wpatrzeni w telewizory spijać słowa z ust pani Przewodniczącej. Można jednak uznać, że kluczowe przemówienie na szczeblu europejskim, właśnie to, powinno obudzić naszą ciekawość. Warto w końcu wiedzieć, co w naszej wspólnej Unii się dzieje, co politycy kombinują i jak zamierzają nam nieba przychylić. Jeśli pani Przewodnicząca zdecydowała się użyć tego właśnie terminu, a zrobiła to w końcu celowo i świadomie, to oznacza to jedną z dwóch - porównywalnie niedobrych - rzeczy. Albo całkowicie nie ogarnia co w Polsce rzeczywiście się dzieje, albo uważa, że wolno jej tak postąpić, nie oglądając się na prawdę. "Projekt fotograficzny" pewnego głupka, który postanowił konsekwentnie oczerniać swój kraj, z uzasadnionych powodów licząc na poklask tych, którzy nam za granicą źle życzą, nie powinien w poważnej instytucji, jak Komisja Europejska, prowadzić do tego typu wypowiedzi. Nawet jeśli była tylko aluzją. Nie powinien choćby z tego powodu, że podważa słowa pani Przewodniczącej we wszystkich innych, poruszanych w przemówieniu tematach. Jeśli raz mijasz się z prawdą, możesz mijać się więcej razy. To proste. Oczywiście, rozpropagowanie terminu "strefa wolna od LGBT" nie jest tylko dziełem "fotografa" oszusta, swoje zrobiła też redakcja prawicowej gazety, która wydrukowała odpowiednie naklejki. Chwilowy przejaw głupoty jednej gazety nie może być jednak przyczyną takich uogólnień w najważniejszym europejskim przemówieniu w roku. Podobnie jak "projekt fotograficzny". Sprawa jest o tyle jaskrawa, że pani Przewodnicząca poświęciła wcześniej sporo uwagi sprawie... różnorodności, wspominając jednego z ojców procesu pokojowego w Irlandii Północnej Johna Hume'a i jego słowa o potrzebie akceptacji różnic. No więc najwyraźniej różnorodność jest pożądana, ale wszyscy mają myśleć to samo. Nie tylko w sprawie LGBT zresztą, także w sprawie migrantów, czy celów klimatycznych. Te dwie kolejne sprawy też mogą nas - a przynajmniej znaczącą część z nas - niepokoić, bo Unia według zapowiedzi Ursuli von der Leyen przygotowuje kolejne regulacje dotyczące ich obu. I niekoniecznie będą one po naszej myśli. Szefowa Komisji Europejskiej ogłosiła między innymi, że Komisja zaproponuje znaczące przyspieszenie redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku. Celem będzie już nie redukcja o 40, ale o 55 procent. To, co wydawało się do tej pory trudne, jeśli nie nierealne, staje się jeszcze trudniejsze. Von der Leyen obiecała jednak równocześnie, że nikt z rejonów szczególnie uzależnionych od dotychczasowych technologii, pozostawiony bez pomocy nie będzie. Pożyjemy, zobaczymy. Na pewno nie możemy sobie pozwolić na to, by biernie przyglądać się temu, co na nas spadnie. Potrzeba realnej inicjatywy Warszawy w tym zakresie staje się jeszcze bardziej pilna. W orędziu o stanie Unii padło wiele słów, których można było się spodziewać, choćby o tym, że w obliczu pandemii reakcja Unii była w sumie raczej dobra niż zła. Padło też wiele słów, których można było oczekiwać, słów chłodnych pod adresem Rosji, Białorusi czy Turcji, czy ciepłych pod adresem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Białorusinów. Czy poza urzędniczą nowomową te chłodne oznaczają coś więcej, będziemy mieli okazję się przekonać. Z całą pewnością pani Przewodnicząca jest bardzo wyczulona na lewą stronę europarlamentu, co samo w sobie dobrze nie wróży. Czy sama wprost do tej lewej strony należy, pokaże to, co zrobi w sprawach, o których na razie mówiła. Po tym przemówieniu ja sam nie jestem jednak ani odrobinę większym optymistą niż przed nim.