O wynikach analizy statystycznej rezultatów głosowania, przeprowadzonej przez badaczy z Wiednia pisze na swych stronach internetowych tygodnik "Nature". Peter Klimek, Yuri Yegorov, Rudolf Hanel i Stefan Thurner, badacze z Uniwersytetu Wiedeńskiego i Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu stawiają tezę, że wyniki wyborów do Dumy Państwowej, w których rządząca partia Jedna Rosja uzyskała 49 procent głosów wyraźnie wskazują na fałszerstwo wyborcze. Ich zdaniem, widać to gołym okiem na wykresie pokazującym liczbę okręgów wyborczych, w których zanotowano daną frekwencję i dany procent głosów na zwycięską partię (zdjęcie powyżej, źródło: Klimek, P., Yegorov, Y., Hanel, R. & Thurner, S. http://arxiv.org/abs/1201.3087 (2012). Na tym wykresie liczbę okręgów o danych wartościach frekwencji i poparcia dla zwycięskiej partii oznacza się kolorem, od zielonego (najmniej), przez żółty, po czerwony (najwięcej). Normalnie wyniki rozkładają się według podobnej do dzwonu krzywej Gaussa i mają jedno maksimum. W rosyjskich wynikach widać wyraźne "przesunięcie" w stronę poparcia Jednej Rosji. Jeszcze bardziej przekonującym argumentem jest pojawienie się drugiego maksimum, odpowiadającego okręgom o stuprocentowej frekwencji, w których na zwycięską partię oddano sto procent głosów. Autorzy pracy porównują to z wykresami dla różnych krajów i znajdują tylko jedną podobną sytuację, w przypadku wyborów w Ugandzie. Ich zdaniem, takiego wyniku nie można wytłumaczyć inaczej, niż dorzucaniem do urn głosów na rzecz zwycięzcy. Ich zdaniem w przypadku Rosji mogło to dotyczyć nawet 64 procent okręgów wyborczych. Praca ukazała się w bazie www.arxiv.org, jej omówienie na stronie internetowej "Nature" doczekało się tymczasem obszernego polemicznego komentarza. Warto mu się przyjrzeć, bo argumenty polemisty coś jakby przypominają. Internauta, przedstawiający się jako Sergiej Koptenko pisze w nim, że artykuł Wiedeńczyków to typowy przykład metod stosowanych przez zachodnie nauki polityczne w badaniach Rosji. Jego zdaniem "wychodzą one z błędnych założeń, budują nieprawidłowy model i otrzymują złe wyniki". Naukowcy jednak natychmiast uznają, że dziwne wyniki, to dowód, że to w Rosji dzieje się coś zagadkowego. Zdaniem Koptienki nie można dopasowywać rozkładów statystycznych głosowania do krzywej Gaussa, bo procesy, z którymi mamy do czynienia nie są przypadkowe (Tylko jak wyjaśnić, że ta krzywa dobrze opisuje wyniki głosowania w innych krajach?). Jego zdaniem prosto można też wytłumaczyć liczne okręgi ze stuprocentową frekwencją i stuprocentowym głosowaniem na zwycięzcę. To okręgi w małych zbiorowościach na przykład republik kaukaskich, gdzie tradycja i zdanie starszych determinuje głosowanie całej społeczności (Prawda, jakie to proste?). Kolejne argumenty Koptienki są jeszcze ciekawsze. Jego zdaniem liczba głosów w tych podejrzanych "stuprocentowych" okręgach to nie więcej, niż 2 procent wszystkich głosów, zbyt mało, by gra była warta świeczki. Z kolei, jeśli ktoś rzeczywiście chciałby fałszować wybory, to przecież na pewno zrobiłby to w taki sposób, by dane statystyczne tego nie wykazały. No i jaszcze jedna uwaga. Prezydent Putin ma w sondażach stałe, przekraczające 50 procent poparcie. Jakakolwiek próba fałszowania wyborów uderzałaby przede wszystkim w niego i dlatego to on właśnie opowiada się za wprowadzeniem lepszych, bardziej transparentnych zasad kontroli procesu wyborczego. Czyż w obliczu powyższych argumentów ktoś może mieć tu jeszcze jakieś wątpliwości? Pytam grzecznie. Grzegorz Jasiński, RMF FM