Włosi twierdzą teraz, że "odmłodzenie" lnianej tkaniny, w którą według tradycji miało być zawinięte ciało Chrystusa, nastąpiło w wyniku trzęsienia ziemi i towarzyszącej mu emisji promieniowania neutronowego. Stawiane od stuleci pytania na temat autentyczności Całunu Turyńskiego miały znaleźć ostateczną odpowiedź w wyniku podjętych w latach 80. minionego wieku badań zawartości promieniotwórczego izotopu węgla C14. Zawartość ta u wszystkich żyjących organizmów jest stała, po ich śmierci zaczyna spadać. Ogłoszone w 1988 roku wyniki wskazywały, że tkanina nie mogła mieć więcej niż 728 lat, musi więc pochodzić z najwcześniej XIII wieku. Wyniki te od początku kwestionowano, wskazując miedzy innymi na to, że próbka mogła zawierać włókna wprowadzone podczas średniowiecznych zabiegów zmierzających naprawienia uszkodzonej tkaniny. Niektórzy badacze sugerowali też, że samo datowanie płótna mogło zostać zaburzone, gdyby poddano je wcześniej silnemu promieniowaniu neutronowemu. Nikt nie był jednak w stanie przedstawić wiarygodnej teorii, która miałaby wskazać źródło tego promieniowania. Aż do dziś. Już przed rokiem, w książce "Il Mistero della Sindone" ("Tajemnica Całunu"), profesor Giulio Fanti z Uniwersytetu w Padwie napisał o wynikach badań spektroskopowych, które miały sugerować, że płótno powstało między 280 rokiem przed naszą erą a 220 rokiem naszej ery. Kierowana przez Alberto Carpinteriego grupa badaczy z Turynu, w opublikowanej właśnie na stronach internetowych czasopisma "Meccanica" pracy dowodzi teraz, że do zaburzenia wyników badań radiowęglowych Całunu Turyńskiego, jak i pojawienia się samego wizerunku, mogło dojść w wyniku trzęsienia ziemi. Tu dochodzimy do najbardziej kontrowersyjnej części prezentowanego przez badaczy rozumowania, tak zwanego efektu piezonuklearnego, w którym do emisji neutronów miałoby prowadzić ściskanie warstw skalnych. Naukowcy wierdzą, że udało im się zaobserwować to zjawisko w laboratorium. Powołują się też na wyniki rosyjskich badań, które miały pokazać wzrost promieniowania neutronowego aż o trzy rzędy wielkości powyżej tła w przypadku trzęsienia ziemi o sile 4 stopni w skali Richtera. Tyle że nie wszyscy fizycy wciąż wierzą, że coś takiego jak efekt piezonuklearny w ogóle istnieje. Załóżmy jednak, że tak jest, a silna emisja neutronów faktycznie może "odmłodzić" tkaninę, zwiększając sztucznie zawartość promieniotwórczego izotopu węgla C-14. Załóżmy też, że to samo promieniowanie mogło doprowadzić do pojawienia się na tkaninie samego wizerunku ciała. Trzeba jeszcze znaleźć trzęsienie ziemi, które mogłoby za to odpowiadać. Włosi twierdzą, że takie trzęsienie ziemi, opisane w Biblii, faktycznie w Jerozolimie w roku 33 naszej ery nastąpiło. I miało siłę 8 lub nawet 9 stopni w skali Richtera. Dostateczną, by - w ich opinii - wywołać taki efekt. Opublikowana w czasopiśmie "Meccanica" praca oczywiście niczego ostatecznie nie rozstrzygnie. Inni badacze zwracają uwagę, że badania radiowęglowe w innych aktywnych sejsmicznie rejonach świata nie wskazywały do tej pory na istnienie takiego efektu "odmłodzenia". To jednak nie oznacza, że go nie ma. Kto wierzy w to, że Całun Turyński jest autentyczny, będzie miał teraz łatwiej. Kto nie wierzy, zdania nie zmieni. Grzegorz Jasiński, RMF FM