Od razu uprzedzam, że nawiązanie do PRL-u nie jest mniej lub bardziej zawoalowaną aluzją do obecnych działań Prawa i Sprawiedliwości. Wręcz przeciwnie. Deklarowane przez PiS od wielu lat i powtarzane w kampaniach wyborczych 2015 roku hasła są z dziedzictwem komunizmu całkowicie sprzeczne i wciąż jeszcze nie ma powodów, by uważać, że przy próbie ich realizacji miałoby się to zmienić. Platforma Obywatelska wraz z PSL-em w czasie swych rządów wychyliły wahadło naprawdę mocno. Oczekiwanie, że po zmianie sytuacji politycznej owo wahadło łagodnie opadnie do środka i tam się utrzyma, jest zrozumiałe (sam je podzielam), ale niestety mało realistyczne. Dlatego walka o Trybunał, media, służbę cywilną jest twarda, chwilami niekomfortowo twarda. I nie dziwię się, że także po prawej stronie sporu budzi kontrowersje. PiS musi sobie zdawać sprawę, że poparcie tu nie jest bezwarunkowe. Wciąż dominuje przekonanie, że to działania na rzecz naprawy stanu, który był bardzo zły, ale środki na dłuższą metę nie mogą zacząć przesłaniać celu. By racjonalnie dyskutować o przyszłości, trzeba sobie dokładnie zdawać sprawę z tego, jak jest. I tu zaczyna się kluczowy problem, bowiem już samo opisanie sytuacji w naszym kraju jest sprawą skrajnie polityczną. Oficjalne uznanie, że nie jesteśmy świadkami żadnego "złotego wieku", że wiele szans minionego ćwierćwiecza zostało zmarnowanych, że wyciekają nam za granicę dziesiątki miliardów złotych rocznie, że rzeczywiście można i trzeba było w wielu kwestiach postępować inaczej, jest dla elit III RP absolutnie nie do przyjęcia. Przez minione lata, w obronę bezalternatywności postokrągłostołowego systemu zaangażowano gigantyczne siły i środki, dlatego elity III RP nie mogą pozwolić nawet na to, by Polacy mogli się zorientować, jak naprawdę jest. Histeria od pierwszych dni działania nowego rządu jest nie tyle głosem przestrogi przed tym, co PiS zamierza, ile kolejną próbą podważenia jego wiarygodności i tym samym wiarygodności wszelkich informacji, które pojawią się w związku z zapowiedzianym audytem państwa. Dramatycznego przechyłu w polskich mediach może nie zauważyć tylko osoba, która zupełnie nie zwraca na nie uwagi lub ta, której zależy, by przechył trwał i miał się dobrze. Inna opinia, wbrew oczywistym faktom, nie da się racjonalnie utrzymać. Zmiany są więc konieczne. Tyle, że muszą to być zmiany na lepsze. Bez budowanego przez media wspólnego pola debaty, w której mówi się najpierw o niezaprzeczalnych faktach, a dopiero potem o czytelnie oddzielonych od nich różnorodnych opiniach, bardzo trudno będzie nam się dogadać. Nie można dopuścić do utrwalenia się sytuacji, w której różne grupy społeczeństwa czerpią informacje tylko z różnych "tożsamościowych" mediów. Musi być gdzieś przestrzeń do rozmowy. Wzmocnienie siły, znaczenia, zamożności i owszem także bezpieczeństwa Polski nie nastąpi, jeśli wciąż pozostaniemy nie tylko gospodarczym, ale i politycznym poddostawcą Europy. Bardzo cenię sobie członkostwo w Unii Europejskiej, ale widzę gigantyczne zagrożenia dla jej przyszłości pod obecnym, skrajnie zbiurokratyzowanym i przeliberalizowanym kierownictwem. Odpowiedzialność za przyszłość projektu UE, na którym naprawdę powinno nam zależeć, nie polega na przyklaskiwaniu, przytakiwaniu i nadstawianiu pleców do poklepywania. Jesteśmy na to zbyt dużym krajem, położonym w zbyt niewygodnym miejscu. Trudno oczekiwać, że wszyscy tak po prostu zostawią nas w spokoju. Walka o wpływy w Polsce będzie się toczyć. Chodzi o to, byśmy to my mieli w naszym kraju wpływy największe. A skoro nie ma już złudzeń co do tego, że i pieniądz i interesy mają w Unii swoją dobrze określoną narodowość, trzeba dbać o to, by polskie pieniądze i polskie interesy miały na forum UE znaczenie możliwie jak największe. Takie, jednoznacznie formułowane dążenia z oczywistych względów nie będą przez wielu naszych europejskich partnerów przyjmowane z entuzjazmem. Ale od komentarzy nieżyczliwych zagranicznych mediów, czy bezczelnych czasem eurokratów świat się nie zawali. Znajmy proporcje. Trzeba cierpliwie budować sojusze, przekonywać, pokazywać, że mamy dobre pomysły. I trzeba dbać o mądrą politykę historyczną, bo doskonale już widać, ze narzucana nam pedagogika wstydu, zmierza tylko i wyłącznie do osłabienia naszej pozycji. Nie ma najmniejszego powodu, dla którego mielibyśmy się na to godzić. Europa ma swoje poważne i niezawinione przez nas kłopoty. Zamiast pozwalać, by inni zrzucali te problemy na nas, pokażmy, że mamy lepsze pomysły, jak je rozwiązać. To jest prawdziwa istota europejskiej solidarności. Polska potrzebuje w nowym roku optymizmu, ambicji, otwartego myślenia i innowacyjności w bardzo wielu dziedzinach. Nie tylko wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, ale wszyscy mamy prawo przekonać się, czy przedstawione nam diagnozy tego, jak jest są słuszne i czy propozycje tego, jak to zmienić, mogą dać nam większe szanse rozwoju. Ci, którzy właśnie stracili władze i tracą wpływy, muszą się liczyć z tym, że wyjdzie na jaw, że nie mieli racji. Podobnie zresztą, jak i ci, którzy teraz zdobyli władzę i zyskują wpływy. Oni też zostaną rozliczeni. Właśnie po to, by Polska faktycznie rosła w siłę, a nam żyło się dostatniej. Naprawdę, nie na niby. PS Wszystkiego najlepszego w 2016 roku! Nam wszystkim.