Opozycja pewnie powie, że państwo jest w rozsypce, a premier uspokajająco zaintonuje: "Nic się nie stało, Polacy...". Będzie więc obustronna demagogia, bo obie strony wiedzą, że to występ nie przed audytorium kilkusetosobowym (zresztą z przydzielonymi z góry rolami), ale przed audytorium milionowym, za pośrednictwem mediów. To jest, oczywiście, defekt naszej medialnej demokracji i trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Ale to jest także szansa. Szansa na co? W tej debacie będzie bardzo dużo bicia piany, ale chodzi o to, żeby po opadnięciu tej piany okazało się, że państwo, ucząc się na błędach, jest odtąd silniejsze. No, może powiedzmy skromniej: mniej słabe. Czy tak się stanie, nie wiem, ale w demokracji (nawet takiej nieudolnej jak nasza) każdy kryzys jest okazją do tego, żeby coś w życiu publicznym naprawić. Żeby tak się stało, trzeba jednak wpierw nazwać to, co jest, zobaczyć w całym bezwstydzie tę karykaturę praworządności i bezpieczeństwa, w jakiej żyjemy. Państwo byłoby zatem mniej słabe, jeśli zostałaby powołana sejmowa komisja śledcza. Wiem, wiem, są dobre powody, żeby widzieć w tej instytucji tylko niemoc. Ale tak nie musi być, parlamentarne komisje śledcze w starych demokracjach (np. w USA) odgrywają ważną rolę w wyjaśnianiu afer. PO będzie przeciwna powołaniu komisji, bo afera Amber Gold najbardziej bije w rząd Tuska (nawet jeśli prawdą jest, że korzenie dzisiejszego krachu sięgają epoki przed-Tuskowej). Opozycja powinna więc twardo przypomnieć, jak to było z niby-komisją do spraw afer hazardowej. Była to niby-komisja, ponieważ rząd miał w niej nie tylko większość, ale także przewodniczącego-manipulanta. A ponieważ każdy przewodniczący reprezentujący rząd będzie pod podobną presją, pod jaką był poseł Mirosław Sekuła, opozycja powinna się twardo domagać, aby przewodniczącym komisji został jej przedstawiciel. Wtedy będzie jako taka równowaga: rząd będzie miał przewagę liczebną, ale nie będzie mógł jej wykorzystywać w sposób tak cyniczny, jak w niby-komisji kierowanej przez Sekułę. Żeby tak się stało, trzeba byłoby ustępstwa ze strony rządu, do którego ten - na zasadzie sejmowej arytmetyki - nie jest zmuszony. Jeśli wykluczyć jakiś rodzaj współdziałania partii Pawlaka z opozycją w tej sprawie, pozostaje liczyć na dwie rzeczy. Na dociekliwość opozycji w dzisiejszej debacie i na bezstronność mediów w jej opisywaniu. To prowadzi do pytania o nasze media. A ponieważ odpowiedź jest znana, w zasadzie tu koło się zamyka. W zasadzie tak, ale... Ale bywa tak, że jakiś układ interesów pęka pod naporem... prawdy. Brzmi to naiwnie, wiem, ale tak się, bardzo rzadko wprawdzie, zdarza. Bywa, że prawda o faktach ma moc wywracania układu. Gdyby nie to, kapitan Dreyfus dokonałby żywota na Diabelskiej Wyspie. Cokolwiek by mówić o niedostatkach komisji śledczej w sprawie afery Rywina, ta sprawa jednak została dość dokładnie prześwietlona. Stało się tak wbrew sejmowej arytmetyce, mimo że prawda o aferze biła w interesy rządzącej wtedy większości. Roman Graczyk