Generał Sikorski został premierem i Naczelnym Wodzem po klęsce wrześniowej jako anty-piłsudczyk. Był premierem kraju, którego terytorium podzielili między siebie dwaj agresywni sąsiedzi: nazistowskie Niemcy i bolszewicka Rosja. Państwo Polskie istniało wtedy na emigracji, w podziemiu i w sercach Polaków, ale nie na mapie. Perspektywy odrodzenia Polski były marne, aż do agresji niemieckiej na ZSRR. Wtedy karta się odwróciła, bo Sowieci potrzebowali polskiego żołnierza do walki z Niemcami, a setki tysięcy Polaków znajdowało się pod sowiecką okupacją na Kresach i deportowanych w głębi Rosji. Taka jest geneza układu Sikorski-Majski z lipca 1941, który przywracał Polakom nadzieję, a Generała czynił uczestnikiem światowej polityki. Wszystko załamało się po odkryciu grobów katyńskich w kwietniu 1943. Sowieci uznali domaganie się wyjaśnień w tej kwestii przez rząd polski za antysowieckość i wykorzystali jako pretekst do zerwania stosunków dyplomatycznych. Zaś Alianci bardziej cenili sobie zgodną współpracę z Sowietami niż honor polskiego rządu (który żadną miarą nie mógł zapomnieć o losie elity swojej armii odnalezionej w dołach w Katyniu). Tu zaczyna się równia pochyła polskiego losu w tej wojnie, która wkrótce przez Teheran, Jałtę i Poczdam doprowadzi do oddania Polski w strefę sowieckiej dominacji. Także równia pochyła Generała jako polskiego przywódcy, który musiał okazać się bezsilny wobec tych wyroków Historii. Czy tu też trzeba szukać motywów ewentualnych zamachowców z Gibraltaru - tego nie wiem. Ale wiem, że nie można zrozumieć losów Polski w tamtej dobie, bez znajomości losów Generała. Wczoraj na uroczystość w katedrze wpuszczeni byli tylko oficjele. Ale na placu katedralnym stała zaledwie garstka ludzi - może 200 osób, może mniej. Jedna z krakowskich gazet podając informacje porządkowe związane z tym pochówkiem, napisała, że na Wawelu odbędzie się pogrzeb Piłsudskiego. Gdy wchodziłem na wzgórze wawelskie z oddali widziałem światła na stadionie Cracovii, gdzie akurat odbywał się mecz tego zespołu z Wisłą. Pomyślałem, że gdyby któraś z tych drużyn zwyciężyła i gdyby było w zwyczaju kibiców przychodzić po zwycięskim meczu na Wawel (a nie na Rynek), zakryliby tę garstkę żałobników czapkami. Kiedyś Tadeusz Konwicki napisał, bodaj w "Kompleksie polskim", że jest "chory na Polskę", co znaczyło, że bez końca zmaga się myślowo z polskim niełatwym losem. Wielu Polaków cierpiało w przeszłości na tę szlachetną przypadłość. Teraz, gdy mylimy Piłsudskiego z Sikorskim i nie wiemy, kim ten Sikorski w ogóle był, wygląda na to, że już nie jesteśmy "chorzy na Polskę". To smutne. Roman Graczyk