Rozliczyć ludzi, to ukarać ich (na pewno dyscyplinarnie, a w skrajnych przypadkach karnie), zaś rozliczyć system, to znaczy naprawić go. Pozostawiając na boku sądownictwo, służby specjalne i nadzór finansowy, pisząc "system", mam tu na myśli prokuraturę. Prokuratura zawiodła - to pewne. Ale czy zawiodła dlatego, że nie jest już podporządkowana premierowi (via Ministerstwo Sprawiedliwości)? - wątpię. Dlatego nie zgadzam się z tymi politykami opozycji i z tymi dziennikarzami, którzy w aferze Amber Gold widzą koronny dowód na konieczność powrotu prokuratury pod zwierzchnictwo ministra sprawiedliwości. To już było i wiemy, jak działało. Afer takich, jak Amber Gold, wtedy nie brakowało, a dodatkowo mieliśmy ręczne sterowanie prokuraturą przez polityków będących akurat u władzy - z prawicy czy z lewicy. Kolor polityczny nie był nigdy przeszkodą w korzystaniu z pokusy, jaką było posłużenie się prokuraturą w słusznej partyjnej sprawie, przebranej w razie potrzeby w sprawę państwową. Sprawność działania prokuratury to jedno, a jej polityczna kontrola to drugie. Przywrócenie politycznej kontroli samo w sobie nic nie zmieni w sprawności działania prokuratury, natomiast uczyni nasze państwo na powrót bardziej partyjnym w zakresie ścigania przestępstw. Natomiast nie ulega wątpliwości, że rozdzielając funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości (reforma weszła w życie wiosną 2010 roku), nie skorzystano z okazji, by zarazem uczynić prokuraturę instytucją mniej biurokratyczną. Afera Amber Gold pokazuje, że prokurator generalny (niezależnie od własnych zaniedbań Andrzeja Seremeta) niewiele może wymusić na podległych sobie służbowo urzędnikach. Niewiele może, bo nie ma dostatecznych kompetencji władczych, prokuratorzy korzystają z daleko posuniętej niezależności. To błąd - prokuratura to nie sądownictwo, tu zasada hierarchicznej podległości może i powinna znajdować swoje miejsce. Prokuratorzy jako zbiorowisko ludzkie byli poddani od wielu dziesięcioleci mechanizmom demoralizacji: najpierw za PRL-u, a następnie za wolnej Polski. Mechanizm demoralizacji był ten sam, tylko jego polityczna treść nie była już ta sama. Wcześniej, żeby być dobrze widzianym i mieć szanse awansu zawodowego, trzeba było np. umarzać sprawy o zabójstwa inspirowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Później trzeba było umarzać sprawy o przekręty, w które byli zamieszani ludzie związani z partią pana ministra. Z punktu widzenia prokuratorskiej etyki wychodzi mniej więcej na to samo. Niszczy ją. Teraz prokuratorzy nie podlegają naciskom ani jednego, ani drugiego rodzaju, przynajmniej naciskom zinstytucjonalizowanym - i dobrze. Ale to nie znaczy, że praca prokuratora ma nie podlegać ocenie przełożonych pod kątem jej merytorycznej wartości. I tego, zdaje się, nieco brakuje w obecnym ustroju prokuratury. I to trzeba poprawić, a nie wracać w koleiny politycznej zależności prokuratury. To naturalne, że opozycja korzysta teraz z okazji, żeby krytykując rząd wzmocnić swoje polityczne notowania. Kiedy jednak proponuje zmiany instytucjonalne, powinna trzy razy się zastanowić. Może prezes Kaczyński liczy na to, że po odzyskaniu władzy minister sprawiedliwości (dajmy na to: Andrzej Duda) będzie wykonywał jego dyrektywy polityczne. To fałszywy krok. Może prezes Kaczyński nie docenia tego, że brak politycznych nacisków na prokuraturę jest czymś dobrym dla państwa. W takim razie mógłby się zastanowić, jak się będzie opłacać jego formacji politycznej zależność prokuratury od ministra z Platformy Obywatelskiej, o ile Prawo i Sprawiedliwość będzie w opozycji jeszcze w następnej kadencji, czego nie możemy przecież wykluczyć. Roman Graczyk