Pięć lat naszej obecności w Unii to w końcu już pewien kapitał. Jedni działali w tym czasie w Unii (np. jako eurodeputowani), inni Unii się w pewien sposób nauczyli (jako badacze czy choćby polityczni komentatorzy). Ten kapitał - wydawało się - będzie sensownie spożytkowany. Tak miało być, ale tak już nie będzie. A nie będzie tak, bo coraz bardziej do głosu dochodzi polityka jako spektakl, która spycha w cień politykę jako starcie racji. A także politykę jako działalność opartą o jakiś zespół ideowych przekonań. Po pierwsze, sięgnięto po ludzi bez żadnych kwalifikacji w sprawach europejskich, ludzi, których jedyną zaletą w tych wyborach jest ich "rozpoznawalność". To wzór zachowania żywcem przeniesiony ze sfery reklamy. Nieważne, czy jakiś proszek do prania pierze dobrze, czy źle - ważne, czy jest przez kupujących rozpoznawalny jako marka. Pewien mój znajomy z telewizji opowiadał mi anegdotę o tym, jak jego żonę spotkała sąsiadka. Panie odbyły następujący dialog: - Dzień dobry, widziałam pani męża wczoraj w telewizji. Był znakomity! Gratulacje! - Dzień dobry, dziękuję, a co on wczoraj mówił? - No nie, tego to nie wiem. Ale świetnie wyglądał. I tak to działa w polityce. Co ma do powiedzenia o polityce zagranicznej Unii albo o jej traktatach, albo o budżecie, albo o rozszerzeniu, albo o "Europie dwóch prędkości" Maryla Rodowicz. Zapewne nic. Za to jest znakomicie rozpoznawalna. Tak samo Włodzimierz Smolarek. Po drugie, postawiono na znanych polityków, choćby byli oni ideowo odlegli od ideowej tożsamości danej partii. Stąd na listach PO mamy i Mariana Krzaklewskiego, i Danutę Huebner. Jak oni obydwoje mieszczą się na jednej partyjnej ławce, tego nie wie nikt, włącznie z Donaldem Tuskiem. Ważne, że chcą tam razem siedzieć. Ktoś powie, że to cena za zdobywanie głosów, a bez wielu głosów nie ma sukcesu w polityce. Dobrze, ale do tej ceny trzeba jeszcze dopisać polityczne zdegradowanie poważnych merytorycznie kandydatów. W Krakowie naturalnym kandydatem na "jedynkę" na liście PO był Bogusław Sonik, człowiek z charakterem i świetny poseł PE w mijającej kadencji. Ale Sonik ma dwie wady: nie jest tak znany jak Maryla Rodowicz, i nie jest tak giętki politycznie jak Kazimierz Marcinkiewicz albo Ryszard Czarnecki. Czyli - powiedzą partyjni stratedzy - sam jest sobie winny. Charakter w polityce? Powinni tego zabronić. Roman Graczyk