I nie chodzi wcale o księżycowy krajobraz w okolicach Świecka z powodu budowy autostrady, to się rozumie i to daje nadzieję na pewne ucywilizowanie tej okolicy. Chodzi o całą resztę. Stan pozostałych dróg, i ich bezsensowne oznakowanie, brzydotę architektoniczną najbliższej, przydrożnej, okolicy, eksponowanie w tani, jarmarczny sposób głównie nocnych klubów i kantorów, i głupie snobowanie się na "zachodniość". Pełno tu szyldów zapraszających do restauracji czy barów o wdzięcznych nazwach "Pedro" czy "Las Vegas" jak gdyby po to, żeby stworzyć wrażenie dla wjeżdżających tu od strony Berlina, że to ciągle Zachód. Głupie to, naiwne i niegustowne: Zachód będzie dopiero wtedy, gdy powstaną porządne drogi i stacje benzynowe, a wyburzone zostaną (może za jakieś 50 lat?) betonowe straszydła udające domy oraz ich koszmarne betonowe ogrodzenia udające płoty. Zachód będzie wtedy, kiedy z Poznania do Krakowa (ok. 600 km) będzie się jechało o połowę krócej niż z Paryża do Poznania (ok. 1200 km) - teraz jedzie się niemal tak samo długo klucząc, szukając drogi, stojąc w korkach i klnąc na los. Kiedy tak się człapie przez pół Polski, wracając z innego świata do domu, nachodzi człowieka smutna myśl, że - jak na 20 lat - zmiana cywilizacyjna, jaka się u nas dokonała, jest ciągle dość wątła. Ale dlaczego "się" w ogóle wraca. Dlaczego wiedząc, że Zachód oferuje życie na wyższym poziomie cywilizacyjnym, jednak "się" wybiera Polskę? Dlaczego większość wykształconych i znających zachodnie języki Polaków jednak tu zostaje czy (częściej) wraca po dłuższym, czy krótszym pobycie tam? Pomijam tu względy czysto pragmatyczne takie jak przyzwyczajenie, rodzina, przyjaciele. Pytam o kwestie zasadnicze. Oczywiście każdy ma swoją odpowiedź i są one bardzo różne. Moja jest taka: wybieram Polskę, bo tak mi się podoba. Podoba mi się, że w tym kraju jest wiele do zrobienia, chociaż bardzo mi się nie podoba żółwie tempo zmian. Podoba mi się, że w tym kraju ciągle żywy jest sens historii, chociaż bardzo nie podoba mi się martylorogiczny ton historycznych narracji i a priori oskarżycielski ton wobec sąsiadów. Podoba mi się, że w tym kraju Boże Narodzenie czy Wielkanoc są ciągle jakimś autentycznym przeżyciem zbiorowym, chociaż bardzo mi się nie podoba status Kościoła (także prawny, ale częściej faktyczny) w życiu publicznym. Podoba mi się przysłowiowy przydrożny krzyż, bo on przypomina powagę pytań o los człowieka, o życie i śmierć - pytań ciągle obecnych w naszej kulturze, chociaż bardzo nie podoba mi się awantura o pewien krzyż w centrum Warszawy. Tischner pisał kiedyś, za Norwidem, że polskość jest wyborem etycznym. Podoba mi się ta myśl, chociaż bardzo nie podoba mi się użytek, jaki z niej czynią mohery, a także ten, jaki z niej czynią anty-mohery. Roman Graczyk