Amerykański prezydent zajął pozycję, jakiej przed tą wizytą Polska mogła sobie życzyć. Potwierdził, że kontynuowanie przez Rosję jej obecnej polityki w stosunku do Ukrainy spowoduje kolejne sankcje amerykańskie i zachęcił do tego samego Unię. Solennie zadeklarował, że żaden członek NATO w niebezpieczeństwie nie zostanie pozostawiony bez pomocy. Obiecał pomoc amerykańską w tym zakresie, a jednocześnie wezwał Europejczyków do zwiększenia wysiłków obronnych. Czego chcieć więcej? Wydarzenia na Ukrainie i wokół Ukrainy w ciągu ostatnich czterech miesięcy pokazały, że wizja Rosji pogodzonej z Zachodem to szkodliwy mit. A zarazem, że Zachód, mimo że reaguje wolno, jednak potrafi w tej sprawie wypracować wspólne stanowisko. Ludzie porywczy powiadają, że to wszystko lipa, bo przecież nie udało się obronić Krymu. Ba!, nawet tego nie próbowano robić. Nie byłbym tak radykalny w ocenach. Krymu nie broniła nawet Ukraina. Jego zajęcie, chociaż jest skandalicznym pogwałceniem reguł współżycia międzynarodowego, niewiele zmienia w sytuacji strategicznej Ukrainy, i - idąc dalej - Zachodu, skoro i przed jego aneksją Rosja była tam militarnie obecna. To, co się obecnie liczy, to przeszkodzenie Rosji w dalszym destabilizowaniu nowej, post-Janukowyczowskiej Ukrainy. W polskim głębokim interesie leży wymóc na USA, by słowa Obamy wypowiedziane wczoraj w Brukseli zostały wprowadzone w czyn - jeśli Rosja będzie nadal urządzać swoje prowokacje na południowo-wschodniej Ukrainie. Sprawa amerykańskiego gazu dla Europy jest kluczowa. Niezależnie bowiem od ewentualnych dalszych sankcji amerykański gaz znacznie uszczupli rosyjskie dochody z eksportu jej gazu na Zachód. A trzeba pamiętać, że rosyjska gospodarka stoi na tym eksporcie - jego zaburzenie oznacza potężne kłopoty całej gospodarki Rosji. Zresztą już teraz szacuje się wycofanie kapitałów zachodnich z rynku rosyjskiego na ok. 150 mld. dolarów. To nie może pozostać bez wpływu na margines manewru polityki Putina - i to bez ogłaszania sankcji, zupełnie spontanicznie, po prostu dlatego, że kapitał nie lubi niestabilności. Rosja jest potęgą, ale potęgą na glinianych nogach. Ma słabe punkty, w które Zachód może uderzyć. Jeśli do tego pokaże wolę polityczną obrony państw NATO najbardziej narażonych na rosyjski atak, to jest szansa, że z tego kryzysu wyjdziemy wzmocnieni. Ale uwaga: nie obronią nas inni, jeśli sami solidnie nie przyłączymy się - gospodarczo i militarnie - do tego wysiłku. "Wolność ma cenę" - powiedział wczoraj w Brukseli Barack Obama i miał po stokroć rację. Dlatego tak szkodliwe jest ględzenie polskich pięknoduchów, że wojna jest "be" i nie należy się zbroić. Dziś rano usłyszałem z ust mojej ulubionej Janiny Paradowskiej, w moim ulubionym Radiu Tok FM, że Polska nie powinna się zbroić, bo żadnego zagrożenia militarnego ze strony Rosji nie ma. W ambasadzie rosyjskiej zacierają ręce... Roman Graczyk