Ale aspiruje do odpowiedzi na inne ważne, a może ważniejsze, pytanie: po co ktoś (obecna władza lub opozycja) miałaby wygrać wybory w Polsce AD 2019? Z punktu widzenia wyborców sympatyzujących z opozycją, sytuacja jest osobliwa. Oto partia, która otwarcie łamie reguły praworządności, osłabia związki Polski z Unią Europejską, a w pewnym stopniu w ogóle ze światem zachodnim; partia która głosi swoją niezgodę na model demokracji liberalnej - taka partia, otóż, ma się po trzech i pół latach u władzy całkiem dobrze. Jej polityka, jawnie sprzeczna z wartościami - wydawałoby się - niekwestionowalnymi w cywilizowanym świecie, nie kosztuje jej wyborczo. Nie zrujnowała jej wysokiego poparcia postawa mediów tzw. publicznych i prorządowych po zabójstwie prezydenta Adamowicza. Nie zaszkodziła jej seria informacji, które można kwalifikować jako afery bądź z zarzutami karnymi, bądź obyczajowymi (afera KNF-u, sprawa asystentek prezesa NBP, zatrzymanie Bartłomieja M. i Mariusza Antoniego K.). Rzecz jasna nie zrujnowały go tzw. taśmy Kaczyńskiego, nagłaśniane wyprzedzająco jako gigantyczny skandal, a przecież nie skłaniające do takich wniosków. PiS nadal prowadzi w sondażach i ciągle ma szanse ponownie uzyskać mandat do rządzenia. Można odnieść wrażenie, że partii prezesa Kaczyńskiego nie imają się żadne polityczne niepogody i nawet żadne burze. PiS jawi się jako partia immunizowana na informacje, które zwykle odbierają poparcie społeczne. Opozycja jest więc w kłopocie. Opozycja jest - jak dotąd - nieskuteczna w mobilizowaniu swoich wyborców i w przeciąganiu na swoją stronę wyborców PiS-u z 2015 r. Istotnie PO, Nowoczesna, PSL i inni nie mają łatwego zadania. Są tacy, którzy uważają, że jedyną skuteczną bronią na populizm władzy jest populizm opozycji. Trochę tak już w polskiej polityce jest. Donald Tusk i wszystkie jego sztuczki to dowód, że epoka polityków obiecujących krew, pot i łzy bezpowrotnie minęła. Ale Tusk u władzy to był populizm miękki, teraz - wedle tego rozumowania - chodziłoby populizm tout court, taki jaki uprawia <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-prawo-i-sprawiedliwosc,gsbi,39" title="Prawo i Sprawiedliwość" target="_blank">Prawo i Sprawiedliwość</a>. Tylko, czy opozycja ma przestać się odróżniać od obozu rządzącego? Może w takim razie od razu zapisać się do partii rządzącej, która stanie się partią władzy, co się zowie - władzy na długie lata? Jeśli nie o to chodzi, to co można byłoby podpowiedzieć? Moja podpowiedź byłaby taka, że opozycja nie powinna bronić en bloc systemu sprzed 2015 r. Owszem, trzeba przywrócić praworządność (od reguł instytucjonalnych dotyczących Trybunału Konstytucyjnego poczynając), ale w żadnym wypadku nie można głosić tezy, że system wymiaru sprawiedliwości przed 2015 rokiem działał bez zarzutu. Gdyby tak było, nie doszłoby np. do złodziejskiej reprywatyzacji kamienic warszawskich. Hasło, "Żeby było tak, jak było" jest nie tylko kłamliwe (gdy wygłasza ocenę), ale jest też politycznie samobójcze. Wybory wygrywa się w centrum. Partia rządząca nie powinna liczyć, że skłoni do siebie twardy elektorat PO, podobnie opozycja nie powinna liczyć, że skłoni do siebie twardy elektorat PiS-u. Realnie można walczyć o elektorat centrowy. W przypadku opozycji, można walczyć o tych, którzy wprawdzie w ostatnich wyborach poparli PiS, ale potrafią też słuchać racjonalnej krytyki rządzących. Otóż ta krytyka w wykonaniu opozycji nie może być generalizująca. Słusznym jest zwalczanie ekscesów władzy PiS-u, ale słusznym jest też uznać, że krytyka rządów PO-PSL w 2015 r. nie była całkiem wyssana z palca. Tylko taki dyskurs potrafi przekonać do siebie niezdecydowanych, dyskurs "totalny" umocni ich podatność na hasła PiS-u. Wybory wygrywa się odpowiadając na bóle zwykłych ludzi. Ale tym różnią się odpowiedzialni politycy od demagogów, że potrafią te bóle leczyć w taki sposób, żeby przełożyć je na politykę, która nie rujnuje gospodarki. Przykładem zgoła odwrotnym jest Wenezuela, niegdyś kraj bogaty, dziś doprowadzony do nędzy przez lata rządów lewicowych demagogów. W Polsce opozycja AD 2019 powinna uznać na przykład, że 500 plus było złagodzeniem krzyczących nierówności, ale zarazem polityka rozdawnictwa ma swoje granice. Jeśli opozycja wygra - co dziś wydaje się mało prawdopodobne - stanie przed bardzo trudnym pytaniem: co po PiS-ie? Z pewnością ślepą uliczka byłby anty-PiS rozumiany jako polityka zastępowania "niesłusznych" kadr "słusznymi". Drogą właściwą byłoby przywrócenie państwa prawa, rządów kompetencji, nie zaś rządów "anty-PiS-istów". Chociaż od problemu odpowiedzialności za drastyczne odejście od demokratycznych standardów demokratycznych też nie da się uciec.