Władysław Serafin, odwieczny prezes kółek rolniczych, nie widzi nic o znamionach przestępstwa w tym, że powołuje się spółkę zależną od Elewarru po to, by wyprowadzić z niej publiczne pieniądze do prywatnej kieszeni. Władysław Serafin nie widzi nic niepokojącego w informacji, że dyrektor generalny Elewarru próbuje tak sprywatyzować tę spółkę (jej właścicielem jest Agencja Rozwoju Rolnictwa), aby się na niej faktycznie uwłaszczyć. Nie ma znamion przestępstwa w tym, że dyrektor generalny Elewarru notorycznie omija ustawę kominową i zarabia (pensja, rady nadzorcze w spółkach zależnych, premie i udział w zyskach Elewarru) - ciągle z publicznych pieniędzy - prawie 5 razy więcej niż zezwala ustawa. "Co by w tym kraju się działo, gdyby każdy leciał do prokuratury, bo usłyszał parę plotek?" - pyta retorycznie Serafin. Czysto PR-owskie zagranie premiera Tyle Władek z Władkiem. A wysocy przedstawiciele państwa? Premier mętnie opowiada o powołaniu komisji, która by decydowała o nominacjach do władz spółek Skarbu Państwa. Jakoś nie przychodzi mu - liberałowi! - do głowy, że skuteczniejszym sposobem rozwiązania tego problemu byłoby wycofanie się państwa z gospodarki do jakiegoś niezbędnego minimum. To minimum na pewno przekraczają takie twory jak Agencja Rozwoju Rolnictwa i spółka Elewarr. Premier dzielnie sam przejmuje nadzór nad ministerstwem rolnictwa i w związku z tym nie mianuje nowego ministra natychmiast po podaniu się do dymisji ministra Sawickiego. Ciekawe zagranie, ale - niestety - czysto PR-owskie. Bo premier ma i tak na co dzień władzę nad swoimi ministrami. Formuła "bezpośredniego nadzoru" naśladuje wzory putinowskie, a te odwołują się do wizji dobrego cara i niegodziwych bojarów. Car musi od czasu do czasu rządzić bezpośrednio, bo bojarzy (tu ministrowie) nie egzekwują jego światłych decyzji. Premier zapewne wierzy, że "ciemny lud to kupi". Zobaczymy. Czy rząd zaryzykuje? PiS proponuje powołanie sejmowej komisji śledczej i ma rację. Moim zdaniem, po kompromitujących doświadczeniach z komisją do spraw afery hazardowej, to ma sens tylko pod warunkiem, że komisją nie będzie kierował polityk związany z rządem. Ale czy rząd będzie miał tyle klasy, żeby przyjąć takie rozwiązanie? Była jedna komisja, która pracowała sensownie (z wyjątkiem finału: kilka wykluczających się sprawozdań, a potem przetarg polityczny w Sejmie) - komisja do spraw afery Rywina. Następne były już świadectwem niemocy państwa. Nowa afera (zupełnie idiotycznie nazywana "taśmową") domaga się poważnego potraktowania. Komisja śledcza nie wystarczy, ale dobrze (także personalnie) skonstruowana komisja byłaby elementem takiego planu. Ale czy rząd zaryzykuje poświęcenie koalicjanta i ewentualne ujawnienie przy okazji ciemnych spraw w innych agencjach i spółkach? Władek z Władkiem mówili o przyziemnych geszeftach w swoim środowisku politycznym, ale ich rozmowa wiele mówi o Polsce. Dobrze, że została nagrana i upubliczniona. Bez tego Polska byłaby tak samo rozgrabiana przez cwaniaków, tylko my byśmy nie poznali paru szczegółów tego rozgrabiania. Roman Graczyk