Rozmawiałem z nim zaledwie kilka razy - zawsze na okoliczność pracy nad jego biografią. Rozmawialiśmy u niego w mieszkaniu na Powiślu. Już wygląd tego mieszkania wiele mówił o losie jego gospodarza. Profesor zawsze zaczynał od poczęstowania mnie kawą i ciasteczkiem. Sam przynosił filiżankę z czarnym płynem z kuchni, siadaliśmy w pokoju-salonie wśród resztek stylowych mebli, obrazów i rozmaitych drobiazgów pochodzących z dworku w Boczkach i z mieszkania przy Politechnice - z czasów przedpeerelowskich. Mieszkanie, a właściwie mieszkanko Profesora miało więc ten swoisty urok siedzib ludzi zdeklasowanych przez PRL; mieszkań, które niczym arka Noego próbowały przechować na niepewną przyszłość to, co najcenniejsze (także symbolicznie: zdjęcia, pamiątki) z przedwojennej przeszłości. Boczki pod Łowiczem były letnią rezydencją rodziny Chrzanowskich (zakupioną w latach 20. przez ojca Chrzanowskiego - Wiesława seniora, profesora Politechniki Warszawskiej), niewielkim ziemiańskim majątkiem. Z kolei locum przy Politechnice było typowym przedwojennym profesorskim apartamentem: bodaj sześć pokoi, wielki salon, duża kuchnia, duża spiżarnia... Do obsługi mieszkania o takich gabarytach potrzebne były dwie służące, do pomocy przy dzieciach państwo Chrzanowscy mieli bonę. To był świat przedwojennej elity (nb. Chrzanowski senior był otwartym przeciwnikiem rządzącej sanacji). Wojna i okupacja - naturalnie - wiele w tym zmieniły na gorsze, ale to dotyczyło ogółu polskiego społeczeństwa. Dopiero "ustrój sprawiedliwości społecznej" dopełnił deklasacji Chrzanowskich. Wiesław Chrzanowski doświadczył tej degradacji na wielu poziomach, ale już skala i wygląd jego mieszkania dużo o niej mówią. Nie mówią, rzecz jasna, wszystkiego. Życie tego człowieka było bardzo długo niespełnione. W wieku 22 lat był już absolwentem prawa, w wieku lat 23 - asystentem na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Głównej Handlowej. W normalnych czasach zrobiłby błyskotliwą karierę naukową albo adwokacką. Ale gdy miał lat 24 został po raz pierwszy aresztowany, potem ukrywał się przez wiele miesięcy, próbował nieudanie uciec za granicę, ujawnił się na mocy amnestii w 1947 r., zaangażował się jako publicysta w chadecki "Tygodnik Warszawski" i jako działacz katolicki w krzewienie wśród warszawskiej młodzieży myśli chrześcijańsko-społecznej. W 1948 r. aresztowany pod zarzutem próby obalenia ustroju (tak właśnie: za działalność publicystyczną i przykościelną), skazany na 8 lat, zwolniony w 1954 - nie odzyskał już pozycji społecznej sprzed aresztowania. O ile Październik dla wielu ludzi czynnych w życiu publicznym oznaczał pełną czy w każdym razie bardzo znaczącą rehabilitację: powrót do zawodu i możliwość twórczego realizowania się; to dla Chrzanowskiego tym nie był. Najpierw dlatego, że jako były AK-owiec był jeszcze przez następne kilkadziesiąt lat ciągle podejrzany politycznie (i pod lupą SB). Następnie dlatego, że jako były endek stanowił jakby gorszą kategorię byłych AK-owców. Próbował zostać adwokatem, która to sztuka udała się po Październiku wielu byłym więźniom politycznym, nawet byłym endekom. Mimo że zdał egzamin adwokacki z wyróżnieniem, natrafił na weto ministra sprawiedliwości - później kilkakrotnie podtrzymywane. Został na wiele lat radcą prawnym w spółdzielni mieszkaniowej, potem - co już było jakimś awansem - naukowcem w branżowym instytucie badawczym spółdzielczości mieszkaniowej. Profesorem KUL-u został dopiero w latach 80. Z całym szacunkiem dla branżowego instytutu spółdzielczości mieszkaniowej i z całym szacunkiem dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - Wiesław Chrzanowski, z jego potencjałem, kulturą ogólną i z jego błyskotliwą inteligencją mógłby być profesorem UW albo UJ (nb. jak wielu warszawiaków po 1944 r., z oczywistych powodów, kończył studia na krakowskim uniwersytecie). Nie było mu to dane ani nie było mu dane zostać adwokatem z prostego powodu: "władza ludowa" uporczywie mówiła "wam, Chrzanowski, nielzia". Tak marnowano talenty w PRL - to w wymiarze straty dla społeczeństwa; tak niszczono i upokarzano ludzi niepokornych - to w wymiarze osobistej kariery zawodowej. Zaczęło się to zmieniać dopiero w latach 80. (stąd KUL), a zmieniło się na dobre po roku 1989. Wiesław Chrzanowski stał się wtedy ważną postacią polskiej polityki - szefem partii, ministrem i marszałkiem Sejmu, ale było już za późno na błyskotliwą aktywność naukowca czy adwokata. Komuna zabrała mu w tym sensie jakieś, bagatela!, czterdzieści lat. O dziwo, Profesor przyjmował te zrządzenia losu z godnością. Nie zgorzkniał, chociaż, po ludzku biorąc, byłoby to w pełni zrozumiałe. Może w tym najbardziej było widać, jaką ten człowiek miał klasę. Roman Graczyk