Facebook jest może życiem zastępczym, ale jednak życiem: to, co tam się dzieje, dzieje się naprawdę w umysłach i sercach wielu ludzi. O tyle więc pisząc teraz o nim, piszę zarazem o jakimś - całkiem realnym , moim zdaniem - odbiciu świadomości Polaków. Nie twierdzę, że w oparciu o grupę moich znajomych na Facebooku dałoby się zrobić próbę reprezentatywną dla badań socjologicznych całej polskiej populacji. Ale ponieważ sam prowadzę pluralistyczną politykę personalną, dopuszczając/ zapraszając znajomych z bardzo różnych i niekiedy bardzo odległych brzegów ideowych, daje to możliwość obserwowania świadomości dość szerokiego spectrum. Interesujący jest kontekst tego zaskakującego pojawienia się Wałęsy na dyskusji historyków 20 stycznia. W czasie konferencji miał wystąpić Sławomir Cenckiewicz z wykładem Przewodniczący - Noblista - "Bolek" - Prezydent. Kim jest naprawdę Lech Wałęsa? Jednak kilka dni przed spotkaniem historyk ogłosił, że w związku z rodzinną tragedią państwa Wałęsów odwołuje swoje wystąpienie. I to wtedy, po oświadczeniu Cenckiewicza, Wałęsa zapowiedział swój udział, przy okazji zarzucając Cenckiewiczowi, jak zawsze, kłamstwo oraz kwestionując szlachetne motywy jego rezygnacji z wygłoszenia referatu. 20 stycznia były przewodniczący "Solidarności" posunął się dalej. Stwierdził, że to przez kłamstwa Cenckiewicza" jego syn Przemysław popełnił samobójstwo (nb. samobójczy charakter śmierci Przemysława Wałęsy nie był wcześniej publicznie znany). Wtedy właśnie rozgrzał się Facebook. Niektórzy uznali za stosowne domagać się od swoich znajomych, iżby ci nigdy nie ważyli przypisywać Lechowi Wałęsie agenturalnej przeszłości. Spotkało to i mnie: przeczytałem wpis pewnego facebookowego znajomego, który zagroził wszystkim, którzy utożsamią Wałęsę z tajnym współpracownikiem "Bolkiem", że ich wykreśli z grona znajomych. Postanowiłem uprzedzająco sam się wykreślić, a efektem moich przemyśleń związanych z tym incydentem jest niniejszy tekst. Czy realnie groziło mi, że mój znajomy mnie wykreśli? Raczej nie, bo generalnie unikam bijatyk na Facebooku, a z pewnością nie odczuwam potrzeby, żeby używać wymiennie słów: Lech Wałęsa i t.w. "Bolek". Nie robię tak, bo ranga historyczna Wałęsy przewyższa rangę jego tajnej współpracy z SB. Dlaczego więc sam wykreśliłem się z grona znajomych mojego kolegi? Dlatego, że nie znoszę sytuacji kneblowania ust, sytuacji gdy odbiera mi się prawo do wypowiadania słów, które mógłbym - ewentualnie - chcieć wypowiedzieć. Swego czasu, za głębokiej komuny, gdy Adam Michnik starał się o paszport, napisał, że on się za granicę nie wybiera, ale sytuacja odbierania mu z góry prawa do wyjazdu jest nie do zaakceptowania. Otóż obecny mój facebookowy przypadek jest analogiczny. Jeśli chodzi o galanterię wobec byłego prezydenta i byłego przywódcy "S", to rozumiem taką konwencję i sam się do niej stosuję tak długo, jak długo jest to możliwe. Pisząc o Wałęsie, nie mam powodu zawsze (a nawet przeważnie) przypominać jego ciemnej karty. Ale czasem nie można inaczej. W latach 1970 - 1974 Lech Wałęsą był realnie (pisząc donosy na kolegów z pracy i biorąc za to pieniądze) tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Bolek". A kiedy był prezydentem, zniszczył najbardziej kompromitujące dokumenty t.w. "Bolek". Te fakty są bezsporne (zupełnie czym innym jest podjęta przez SB na początku lat 80., gdy Wałęsa kandydował do pokojowej nagrody Nobla, próba sztucznego "przedłużenia" jego agenturalnej współpracy, niektórzy te rzeczy mylą, a różnica jest fundamentalna). Można w agenturę Wałęsy nie wierzyć, ale tylko na takiej zasadzie, na jakiej nie wierzy się w to, że ziemia jest okrągła. Mój Facebook jest tylko moim Facebookiem, sprawa została załatwiona, dlaczego więc o tym piszę na użytek szerszej publiczności? Bo mam przeczucie graniczące z pewnością, że polityka systematycznie niszczy w Polsce myślenie. Zawsze od 1989 r. tak było, ale teraz jest jeszcze bardziej. Wydaje mi się, że dojście do władzy PiS-u i zaostrzenie się atmosfery debaty publicznej tym spowodowane, znakomicie przyspiesza i nasila proces, o którym piszę. Wiele osób, które w warunkach mniejszej polaryzacji politycznej nie czułyby się zobowiązane ogłaszać swojej bezwarunkowej miłości do Lecha Wałęsy, teraz ją ogłasza. Klub wyznawców teorii płaskiej ziemi (tezy, że teczki "Bolka" sfałszowano) rozszerza się w postępie geometrycznym od schyłku 2015 roku. Namawiam do zauważenia tej prostej różnicy: o ile życie polityczne ma i musi mieć skłonność do dychotomicznego podziału "za - przeciw", o tyle poddanie życia umysłowego działaniu takich mechanizmów jest dla myślenia zabójcze. Jeśli z tego powodu, że nie podobają mi się rządy PiS-u miałbym, zacząć głosić historyczne fałsze, uważałbym, że to zbyt wysoka cena anty-PiS-izmu. W czasach legalnej "Solidarności" odbył się festiwal piosenki, bodajże pod tytułem Festiwal Piosenki Prawdziwej, a na nim pewien wykonawca, którego nazwiska już dziś nie pomnę, zaśpiewał zabawną, jakże gorzko-prawdziwą piosenkę o pewnej opozycyjnej manierze bycia. Śpiewał o piekarzu, który "zapiekał gwoździe w kajzerkach", żeby w ten sposób zaprotestować "przeciwko rządom Gierka". Czy naprawdę możemy będąc przy zdrowych zmysłach powiedzieć, że ów piosenkarz bronił rządów Gierka? I jaki sens ma wyciąganie z faktu, że rządzi PiS, wniosku o potrzebie integralnej obrony życiorysu Lecha Wałęsy? Roman Graczyk