Nie mam pojęcia, jak zadecyduje sąd w sprawie tego wniosku, ani jak orzeknie co do meritum sprawy, gdyby ten proces miał być kontynuowany. Niezbadane są nie tylko wyroki Opatrzności, ale także wyroki sądów - może szczególnie w Polsce. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na dwie kwestie, marginalne w stosunku do centralnego pytania, na które musi odpowiedzieć sąd (czy Lech Kaczyński mówił prawdę albo przynajmniej działał w przekonaniu, że mówi prawdę, i że wypowiada się w interesie publicznym). Chciałbym na nie zwrócić uwagę, ponieważ nie są to kwestie marginalne z punktu widzenia jakości życia publicznego w naszym pięknym kraju. Po pierwsze: skłonność Lecha Wałęsy do zamykania ust krytykom przy pomocy sądowych wyroków. Po drugie: skłonność prezydenta Lecha Kaczyńskiego do dawania upustu swoim prywatnym sympatiom i (jak w tym przypadku) antypatiom. Co się tyczy Lecha Wałęsy, nietrudno zauważyć, że od pewnego czasu działa on metodą "na Michnika". Jak powszechnie wiadomo, naczelny redaktor "Gazety Wyborczej" wytoczył wiele (jeśli się nie mylę, z górą dwadzieścia) spraw cywilnych swoim polemistom. Polemiki, które ci dziennikarze czy politycy zaczęli na łamach gazet, Michnik kończy na salach rozpraw. Niektórym to specjalnie nie przeszkadza, ale nie trzeba wielkiej przenikliwości, żeby dostrzec, że generalnie ta metoda działa odstraszająco. Tym samym normalna w demokratycznym kraju krytyka pod adresem osoby publicznej (jaką bez wątpienia jest Adam Michnik) zostaje w dużym stopniu nadwyrężona. Czy można jeszcze w Polsce polemizować z Michnikiem? Można, ale to już teraz jest sport ekstremalny: zajęcie dla ludzi o mocnych nerwach albo przynajmniej dla tych z dużym majątkiem. Wałęsa zauważył przytomnie, że dziennikarze, politycy i historycy od niejakiego czasu boją się Michnika i obchodzą go szerokim łukiem. I zapewne pozazdrościł mu tego statusu jak gdyby nietykalności. To jest ich (Wałęsy i Michnika) oryginalny wkład w rozwój demokracji w Polsce. Ten rodzaj budowania demokracji kontrastuje z ich dawniejszymi zasługami. Ten rodzaj budowania demokracji kontrastuje z ich dawniejszymi zasługami (w przypadku Wałęsy, pomimo epizodu "Bolka" w latach 1970 - 1974). Historia to kiedyś oceni, dziś jednak obaj panowie żyją trochę pod kloszem, dołączywszy do kilkuosobowego grona polskich nietykalnych. Ich wybór i ich pieniądze. Ale także ich biografia. Gdy ją kiedyś ktoś napisze (za ich życia chyba tylko jakiś kamikadze typu Zyzak), ten moment będzie ważnym akcentem tej opowieści. Nie życzyłbym, aby był akcentem końcowym, nie tylko dlatego, że życzę im obu długich lat, ale przede wszystkim dlatego, że mi ich obu w pewien sposób żal: takie postaci, a tak żałosne stosują (do końca? - oto jest pytanie) metody. Co się tyczy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie było żadnych dobrych powodów, by się wypowiadać publicznie o Wałęsie jako o "Bolku". Nie dlatego, że to nieprawda, bo - niestety - prawda. Każdy historyk (z wyjątkiem historyków dworskich), który by badał dokumenty, które zbadali Gonatrczyk i Cenckiewicz, musiałby dojść do takiego wniosku. Tyle że Lech Kaczyński nie występował ani jako historyk, ani nawet nie zabierał głosu na historycznym seminarium. Lech Kaczyński jest głową państwa i zabierał głos jako głowa państwa. Prezydent jako głowa państwa musi sobie narzucać liczne ograniczenia, niekiedy polegające na tym, że się nie mówi wszystkiego, co się wie. Kaczyński mógł w tej krytycznej chwili (w czerwcu ub.r., gdy ukazała się książka Gontaczyka i Cenckiewicza) po prostu odesłać do opinii fachowców. Nie zachował tej godnej głowy państwa powściągliwości i dał upust swojej prywatnej niechęci do Wałęsy. Takie zachowanie (przecież niejedyne od 2005 r.) to wystarczający powód, żeby ocenić, iż ten polityk nie ma formatu męża stanu. Wracając do procesu, byłoby dobrze, żeby przynajmniej sąd nie wychodził z przypisanej mu roli. Żeby nie badał ani pieniactwa Wałęsy, ani porywczości Kaczyńskiego, tylko orzekł w sprawie, która jest przedmiotem sporu. Przedmiot sporu jest zaś taki: czy wolno w Polsce głosić opinie oparte o solidną kwerendę historyczną, jeśli te opinie są komuś nie w smak? Czego i sobie życzę. Roman Graczyk Zobacz również: Rozpoczął się proces Wałęsa kontra Kaczyński Relacja z czata z Romanem Graczykiem