Otóż, pan Hajdarowicz przyspiesza. Zaczynał od deklaracji, że nie traktuje mediów, których jest właścicielem, jako tuby dla swoich poglądów, a jedynie jako przedsięwzięcia biznesowe. Potem była sprawa tekstu o trotylu i czystka w "Rzeczpospolitej", ale utrzymanie "Uważam Rze" jako tytułu o odmiennej niż reszta koncernu linii ideowo-politycznej. Była to sytuacja - moim zdaniem - dość krucha. Bo jeśli wydawca gwałtownie ingeruje w skład personalny i kierunek polityczny dziennika, którego jest właścicielem (nb. ten sposób postępowania potępiła niedawno nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka), to niby dlaczego miałby tolerować pod bokiem coś tak obcego ideologii mainstreamu, jak tygodnik kierowany przez Pawła Lisickiego? Owszem, są znane - na Zachodzie - przypadki właścicieli prasy, którzy tolerują fakt, że ich własne media nie służą ich interesom, a wręcz je zwalczają. Pan Hajdarowicz robił przez pewien czas takie wrażenie. Ale kiedy już powiedział "A", "normalizując" dziennik, to dlaczego miałby się teraz zatrzymywać w pół drogi nie "normalizując" tygodnika? Otóż p. Hajdarowicz okazał się na koniec człowiekiem konsekwentnym: co zaczął w "Rzepie", tego i dokończył w "Uważam Rze". I porządek panuje w Warszawie. Mamy więc oto sytuację nową, sytuację - delikatnie mówiąc - nietypową dla demokracji parlamentarnej. Kto był w paryskim Musée d'Orsay, ten pamięta fotografie Paryża z końca XIX wieku, a na tych zdjęciach dżentelmenów na paryskich bulwarach i na tarasach kawiarń z gazetą w ręku. III Republika (czyli, w gruncie rzeczy, początek nowoczesnego parlamentaryzmu) to przede wszystkim prasa polityczna najróżniejszych odcieni: od "L'Aurore" (słynne z wydrukowania manifestu Emila Zoli w obronie kapitana Dreyfusa) przez "L'Homme Libre" Georgesa Clemenceau, umiarkowany "Le Matin", aż po konserwatywny "Le Temps", nie wspominając o dziesiątkach innych skrajnych czy też efemerycznych tytułów. Zresztą nie trzeba chodzić do muzeum, żeby wiedzieć, że bez wolnej i pluralistycznej prasy nie ma demokracji. Współcześnie we Francji mamy raz rząd prawicowy, raz lewicowy, ale zawsze mamy zróżnicowaną prasę. Media publiczne nie są zdominowane przez rządzących, a na rynku silna jest pozycja mediów krytycznych wobec aktualnej władzy. Dziś rządzi prezydent Hollande z premierem Ayrault, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że telewizje publiczne (France2, France3, France24 i inne), albo prywatne (np. TF1) są tubą rządu. Nie były też tubą rządu za czasów Sarkozy'ego/ Fillona. Na rynku prasy drukowanej silna jest pozycja lewicowych "Liberation" i "Le Nouvel Observateur", czy sprzyjającego lewicy "Le Monde", ale całkiem dobrze się mają krytyczne wobec lewicy "Le Point" czy "Le Figaro". A u nas? TVP jest telewizją prorządową, a TVN - wyznawczo-prorządową. "Gazeta Wyborcza" nienawidzi opozycji (przynajmniej tej realnej, czyli PiS), widząc w niej zapowiedź autorytaryzmu. Podobnie "Polityka". Od pewnego czasu podobnie "Wprost" i podobnie "Newsweek". Zmiany wymuszone w "Rzepie" przez p. Hajdarowicza niszczą ją jako gazetę opozycyjną, od wczoraj to samo dzieje się w "UważamRze". Co zostaje? Z umiarkowanych i liczących się jedynie "Gość Niedzielny". Dalej na prawo jest, owszem, dość gęsto, ale to coś na kształt "Anty-Wyborczej": "Gazeta Polska", "Gazeta Polska Codziennie" i "Nasz Dziennik". Krajobraz jak w Polsce zaraz po wojnie, powiedzmy w 1947 roku. : zwycięzcy panoszą się w miastach i miasteczkach, a po lasach przemykają niedobitki, coraz bardziej radykalizujących się, pokonanych. To nie jest normalne i nie może na dłuższą metę pozostać bez konsekwencji dla sposobu funkcjonowania instytucji politycznych. Trzeba sobie to powiedzieć: Polska odchodzi od modelu demokratycznego. Kto tego nie widzi, przykłada - w taki czy inny sposób - rękę do tej dewiacji. Wielu jest takich, którzy tego nie chcą zauważyć z tej tylko racji, że nienawidzą PiS-u, a postrzegali "Rzepę" Wróblewskiego i "UważamRze" Lisickiego jako prasę pro-PiS-owską. Mówię im: błądzicie. Błądzicie - panie i panowie - nie zauważając, że istnienie mediów opozycyjnych (choćby były wam jak najbardziej niesympatyczne) jest solą demokracji. Ja sam nie byłem bezwarunkowym fanem "UważamRze", gdybym go redagował, robiłbym pismo bardziej otwarte na wymianę poglądów. No, ale to mój problem. Natomiast problem - bez cienia przesady - Polski jest taki, że systematycznie od wielu lat zarzyna się tu gazety antyrządowe. Lepsze czy gorsze, bardziej czy mniej obiektywne, ale to ich istnienie stanowi o stanie demokracji. A na dłuższą metę - o istnieniu demokracji, po prostu. Proszę uprzejmie zapamiętać: ostrzegałem. Roman Graczyk