Godne premiera polskiego rządu było przemówienie Donalda Tuska z jego myślą przewodnią: droga do pojednania wiedzie przez prawdę. Ponieważ wiosną 1940 r. stało się to, co się stało, dzisiaj wzajemne stosunki Polski z Rosją mogą być poprawne tylko wtedy, gdy nie będą zakłamywać prawdy o tym, co się wtedy wydarzyło. Tak jest w relacjach państw demokratycznych, a przynajmniej państw szanujących wolność słowa. Tusk mówił wczoraj, że PRL była ufundowana na kłamstwie katyńskim. Premier ma rację: PRL jako byt wasalny w stosunku do totalitarnego sąsiada, z którego nadania powstała, nie mogła tolerować prawdy o Katyniu. Z kolei nowa, demokratyczna Polska nie mogłaby tolerować kłamstwa o Katyniu. Nasuwa się tu pytanie: czy demokracje w ogóle (a nie tylko w zakresie ich stosunków z silniejszymi sąsiadami) mogą być ufundowane na kłamstwie? Mogą, jak widać po naszym przykładzie i specjalnym statusie, jaki ma w Polsce Lech Wałęsa. Ale rodzi się wtedy inne pytanie: czy mają w takim wypadku pełną moralną prawowitość? To jest pytanie retoryczne, oczywiście. Lech Wałęsa był wczoraj w Katyniu na swoim miejscu - bez dwóch zdań. Jako symbol "Solidarności", ruchu który zmienił oblicze Polski, ma tytuł do udziału w takich symbolicznych wydarzeniach, podobnie jak (każdy z innego, ale dobrego powodu) Tadeusz Mazowiecki czy Andrzej Wajda. Nie zmienia to jednak faktu, że rysuje się pewna analogia między zatrutymi z powodu kłamstwa o Katyniu stosunkami polsko rosyjskimi, a zatrutymi z powodu kłamstwa o Wałęsie stosunkami polsko-polskimi. Uprzejmie proszę wszystkich ewentualnych polemistów, aby nie utrzymywali, że utożsamiam mord katyński Stalina z agenturalną przeszłością Wałęsy. Bo nie utożsamiam. Wskazuję tylko na analogię co do zasady: bo tak jak dobre samopoczucie Breżniewa było dla Gierka ważniejsze od prawdy o stosunku ZSRR do Poski w latach 1939 - 1941, tak samo dobre samopoczucie Wałęsy jest dla Tuska ważniejsze od prawdy o jego uwikłaniu w SB na początku lat 70-tych. Tak jak polska polityka zagraniczna (choć może lepiej powiedzieć: polityka zagraniczna PRL) była zakładnikiem dobrego samopoczucia władców Kremla, tak samo polityka wewnętrzna rządu Tuska jest zakładnikiem dobrego samopoczucia Wałęsy. I to jest prawdziwy powód zmiany ustawy o IPN-ie tak, aby więcej w Instytucie nie ukazywały się książki odważające się pisać prawdę o Wałęsie. Ale przecież nie chodzi tylko o IPN, lecz o całą atmosferę życia publicznego, przesiąkniętą oficjalnie podtrzymywanym kłamstwem o Wałęsie. Tusk mówił wczoraj - jak najsłuszniej - do Putina: możemy mieć dobre relacje nie kosztem prawdy, ale dzięki temu, że nie boimy się prawdy. To samo pan premier powinien powiedzieć Wałęsie. Czy Lech Wałęsa jest zdolny do powiedzenia prawdy o sobie? Przyznam, że po wszystkich jego żenujących występach ostatnich lat, wątpię, ale może jestem człowiekiem małej wiary. Jednak niezależnie od problemów Wałesy z samym sobą premier polskiego rządu powinien zdobyć się, na mowę, która jest - powtórzę za Młynarskim - "prosta, szczera, słów nie dobiera". Bez tego stosunki polsko-polskie nadal pozostaną zatrute. Roman Graczyk